środa, 27 sierpnia 2014

8. Żyli z dnia na dzień

Słowa, które chcę usłyszeć tylko od Ciebie


                Gnani przez wiatr - który rozwiewał jej długie pasma włosów, kręcące się przy nim, jakby chciały zapleść sieć, z której nigdy by nie wyszedł. Jakby nieświadomie, i trochę z ukrycia chłonęła go tylko dla siebie. – pociągani przez słońce, które uciekało im sprzed oczu, biegli naprzód.

Pierwszy raz od dawna potrafiła tak szczerze się śmiać, nie zwracając na nic uwagi. Jakby po tym świecie stąpała tylko ona i on. Jej wszelakie zmysły dochodziły do obłędu pod wpływem jego obecności. Czuła więcej niż powinna, miała w garści wszystko, całą bliskość. Każdy dotyk powodował falę szaleństwa i tworzył po sobie przyjemne echo. Otworzyła oczy. Nie powinna była się tak zachowywać, nie powinna marzyć. Uśmiechnęła się blado, nie wiedząc jak się wytłumaczyć. Speszyła się swoją śmiałością i bezpośrednim zachowaniem. Subtelnie chciała się wycofać i nie angażować w coś, co nie miałoby podstaw by dalej to kontynuować. Nie pozwolił jej by się cofnęła, uniósł lekko jej podbródek i zmusił by spojrzała mu w oczy. Błądziła w nich kropla lęku, czy smutku? To było dla niego zagadką, która pobudzała go jeszcze bardziej do działania. Chciał wsiąknąć do jej serca i odkryć to co ukrywała. Mógłby wtargnąć do wnętrza jej zabłąkanej duszy i znaleźć coś nowego, co mogłoby się stać dla niego inspiracją na długo. Uwielbiał poznawać ludzi, którzy mieli w sobie cząstkę takiej niewiadomej siły w słabości. Nie wiedział co opętało jego duszę i ciało, ale jego pragnienie było silniejsze.  

– A ty pokaż mi swój świat – wyszeptał.

Nie chciała tego psuć. Za nic w świecie. Mogła podziwiać te żywe oczy, w których rozpętał się sztorm. Były takie nieprzeniknione, jakby pokazywały coś co hipnotyzuje. Przykuwały uwagę na tyle, żeby nie mogła oderwać od nich wzroku. Zwykle unikała czyjś źrenic, ponieważ wolała skupić się na ustach podczas rozmowy. To one ukrywały słowa, to one je pokazywały za pomocą ułożenia, czy kształtu, ale teraz one nieporuszany się. Mogła przeglądać się oczarowana, ale nie byłoby to dla niej dobre. Łatwo byłoby się w tym zatracić, a ona za nic w świecie, nie mogła pokazać, że go potrzebuje. Nie mogła tego przyznać.

–  Nie mogę – powiedziała cicho obserwując jego ruchy, jakby z boku, czekając na dalszy ciąg.

Uśmiechnął się przelotnie i wyższością. Pokazał swoją przewagę nad nią, po przez ten jeden grymas pełnych ust. Dziewczyna poczuła się zagrożona, jej serce zaczęło wybijać zwariowany rytm i przymknęła powieki by uspokoić je. Myślenie o przyjemnych doznaniach było dla niej do tej pory lekarstwem, ale dziwnie poczuła się, gdy jego ręce opuściły jej ciało. Czuła się pusta w swoich myślach, jakby odleciała cała iluzja, którą potrafiła stworzyć na swoje potrzeby. Czyżby zabrał jej ten mały kącik wewnętrznego świata?

Nagle poczuła jego rękę za kolanami, a drugą sunącą po placach. Uniósł ją zwinnie do góry, a ona otworzyła szeroko oczy, odruchowo oplatając jego szyję rękoma. Chytry uśmieszek zdobił jego przyjazną twarz.

–  Puszczaj mnie – zapiszczała.

– Nie – uparł się.

–  Puszczaj!

–  Nie.

Zaśmiał się z jej złości i doskonale wiedział, że jest panem sytuacji, jak zawsze. Może był egoistą, szukającym sposobności by zaspokoić swój głód wyższości, ale nie dbał o to co myślą inni. Nigdy nie obchodziło go kim są jego bliźni, niektórzy byli  stworzeni by móc mu umilić życie, czasem je poprzestawiać, czy lekko zniszczyć, ale zawsze to on był górą.

– Nie? Zaraz zacznę krzyczeć – zagroziła, a nawet to go nie wzruszyło. – No dobra, czego chcesz?

– Chcę usłyszeć słowa, tylko od ciebie.

– Przestań. Nie jestem dla ciebie kimś – próbowała go przekonać.

–  Wmawiaj tak sobie, to daleko nie zajdziesz. – Wyraźnie się z nią droczył.

– Uważasz, że masz takie wielkie ego, które mogłoby ze mnie zrobić sławę? Mylisz się. Jesteś tylko słodziaśnym egoistą, który nie potrafi zrozumieć mojego słowa. Masz mnie puścić.

–  Uważasz, że jestem słodki. – Z trudem panował nad śmiechem.

Oburzyła się, że tylko tyle do niego dotarło i, w dodatku, w złym znaczeniu. Zacisnęła wargi w linię i odwróciła wzrok, by udawać zezłoszczona, ale prawda była taka, że nie potrafiła. Nie umiał się gniewać, a to co powiedziała było zwykłą grą.

- W sumie masz rację – powiedział, a Ags ożyła – tylko najpierw coś sobie wyjaśnimy, okej?

Zamrugała rzęsami, zastanawiając się czy uzyskała pożądany efekt. Jego śmiech chyba nie pomógł jej tego stwierdzić. Był irytujący i miły, zarazem. Co się działo w jej głowie? Jeszcze chwilę temu uciekłaby z krzykiem, a teraz nie wyszarpnęła się nawet z jego ramion.

– Jeszcze się spotkamy, dobrze? I ty mi nie uciekniesz.

Po chwili odzyskała grunt pod nogami i wbiła tępo wzrok przed siebie. Nie wiedziała czy odpowiedzieć, czy też nie. Ostatnio nie potrafiła dotrzymać słowa. Swoje postanowienia odrzucała w kąt i znów pakowała się w sieć zależności. Nie mogła pozwolić sobie raz jeszcze angażować się. Nie potrafiłaby znieść pustki, którą spowoduje rozstanie. Ta pustka pogłębiała się w niej, a tylko zaślepiały ją wydarzenia, które nagle zaczynały blednąć, pokazując to, co skrywały. Nie umiała jeszcze zaszyć tej małej dziurki, choć może aż tak małą, to ona nie była. Najgorszą rzeczą w życiu było przywiązanie, które najbardziej zaboli, gdy ktoś starci wszystko przez jedną, głupią kłótnię. Nie miała wtedy sił by trzaskać drzwiami, rzucać czym popadnie, ani nawet krzyczeć. Załamała ręce i… stało się.  Jej oczy ponownie zaszkliły się łzami, wspominając minione wydarzenia, ale nie przeszkadzały na tyle, by odpowiedzieć szczerze na wiszące w powietrzu pytanie.

–  Nie zrozumiesz. Nie potrafisz. Lepiej uciec od haczyka nim się na niego nadziejesz. Tak jest o wiele łatwiej. Bo jeśli nie, już nigdy nie będziesz mógł zakleić tej wyrwanej cząstki siebie…

Przez chwilę stali w milczeniu, czekając na propozycję drugiego. On analizował jej słowa, chciał, a wręcz musiał wziąć i dusić je jak cytrynę. Rozłożyć je na części pierwsze i nagle poczuł, że nie potrafi zapewnić jej tego, co by chciała. Nie mógłby być dla niej ochronnym murem.  Mógł sprawić tylko żeby zapomniała, żeby na ten krótki okres mogła zapomnieć, a później wpisać te miłe wspomnienia, by były tylko kartą z kalendarza. Nic nie znaczące, ale miłe.

– Nic nie musisz. Chcę, byś z uśmiechem wspominała te dni, byś odleciała do innego świata. Nie przywiązuj się. A w razie czego mogę okazać się zwykłą świnią. 

Na jego wargach nie było śladu rozbawienia, chyba zrozumiał, że zawracanie w głowię tej dziewczynie było przesadą, albo był przekonany, że ona i tak się na nim zawiedzie, ponieważ on taki już był. Dlaczego nie potrafiła tego traktować tak jak on? Mniej na serio, tak jakby życie było zwykłą zabawą. Trzeba czerpać z niego całymi garściami, a nie użalać się na sobą.

– Mamy dziś wieczorem koncert  – powiedział od niechcenia i odwrócił się.

Odszedł zostawiając po sobie tylko kawałek nitki, której kłębek zabrał ze sobą, i tak pociągnęłaby ją ku niemu. Wpakowała się z coś, czego tak naprawdę nie mogła zrozumieć. Może miał rację? Zbyt poważnie to traktuje? Może będzie lepiej, gdy przestanie martwić się o to, co myślą inni, a zacznie machać ręką na codzienne sprawy? Całe życie była grzeczną dziewczynką, której od czasu udało się coś zbroić, ale zawsze kajała się i przytakiwała posłusznie. Koniec z kochaną córeczkę, której na ramiona spadały wszelakie winy i kary, niedopowiedzenia i wątpliwości. Znosiła to dobrze. Chciała przez to pokazać idealną twarz, a tak naprawdę dusiła wszystko. Chowała każdy uraz głęboko w sobie. W tej chwili postanowiła zmienić swoją taktykę. Otworzyć nową kartkę zeszytu by należycie zapisać ją ciekawymi wydarzeniami. Właśnie po to tutaj przybyła. By zacząć coś nowego.   
         

   ***
Nie mam pojęcia jak to jest, ale w jeden wieczór potrafiłam skasować cały wpis i zastąpić go właśnie tym. Dzięki temu - mojemu małemu światu z marzeń - zapominam o tym co się dzieje wokół mnie. Nie rozumiem jednego - dlaczego jak jedna rzecz idzie źle, to inne za nią? Pytanie czysto retoryczne, ale stanowi pewny postój. W moim życiu doszło już wcześniej do pewnych wydarzeń, które pogłębiają się z każdym dniem. Czasem mam wrażenie, że przesadzam z optymistycznym uśmiechem, ale wciąż wierzę, że uda mi się stanąć na nogi. Jednocześnie boje się jutra i chciałabym czasem zacisnąć powieki, i powiedzieć - już po wszystkim.
To wszystko ma także związek z tą historią. 
Za wszelką cenę chciałabym ją skończyć, dla Was.
Nie mam pojęcia co przyniesie dla mnie wrzesień, pewnie nowe doświadczenia, ale chciałabym żeby były one o wiele milsze, niż te co ostatnio. W przyszłym miesiącu rozpocznie się dla mnie ważny okres życia. Tak zwany przeze mnie - wyścig szczurów. Muszę przygotować siły, by podołać i wyrażam cichą nadzieję, że mi się uda. Muszę pokazać na co mnie stać, więc mogę być mniej dostępna. Dwanaście godzin po za domem... 
Myślę jednak, że Wasza wiara w tę historię pomoże przetrwać mi ten czas i pozwoli, bym chociaż jeden wpis dodała. 
Tak na koniec jeszcze wspomnę małą prośbę i nie tylko o komentarz, ale...
Trzymajcie za mnie kciuki. Taka telepatia dodaje sił.
:)   
      

  

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

7. I było jak w bajce


*  Taki kawałek, który pomógł mi ten wpis stworzyć - Extreme more that words 




Więcej niż proste słowa


            Nie potrafiła nic z tym zrobić. Ze swoimi uczuciami, które, jak na złość zaczęły wypływać na wierzch jej chaotycznej duszy. Nie wiedziała jak wyjaśnić tę zaistniałą sytuację. Nie potrafiła racjonalnie myśleć w tej chwili. Czuła się skrępowana, zawstydzona zachowaniem jakie przedstawiła. Tak naprawdę była nikim. On nawet nie powinien tu stać przed nią i czekać na jej ruch. Jej wzrok błądził po ziemi. Zatrzymała na dłużej oczy w miejscu, gdzie spoczywały jego buty. Białe, niezniszczone, jedne z wielu. Nie to co jej.

           Jedna, samotna łza spłynęła po jej policzku. Była przejrzysta, kryształowa i pokazywała piękno oraz smutek. Słony płyn powodował niemiłe uczucie na jej skórze, ale nie miała siły by go zetrzeć ze swojej twarzy. Nie chciała pokazać słabości, a jednak to robiła. Na przekór sobie. Musiała się ukryć – wciąż kłębiły się w jej głowie takie zagubione myśli. Jego wzrok był niczym promień słońca na czystym niebie, który rozjaśniał najciemniejszy mrok. Uśmiechnął się łagodnie i nie wiedząc czemu tak postępuje, podszedł bliżej. O dziwo, nie wystraszyła go swoim zachowaniem. Smutek, łzy świadczyły o czymś więcej. Miał wrażenie, że teraz mógłby odkryć jej największe tajemnice, wykorzystać sytuacje. Chciał zaspokoić swoją ciekawość.

          Poczuła jego zapach, który dawał jej poczucie bezpieczeństwa. Zapomniała, jak to już jest mieć coś takiego przy sobie. Co znaczyło to słowo dla niej? Zawsze było pustką, bezgraniczną. Pragnęła zatopić się w silnych ramionach i trwać. Znajdować się w kącie zamkniętym dla innych. Odizolować się od natarczywych ludzi. Bała się tylko, że Ashton nie spełnia tych wymogów, jej oczekiwań. To co zaczarował mogło prysnąć niczym bańka mydlana. Życie już takie jest. Miała Daniela, ale to nie było to samo. Przy nim musiała zachować twarz i spokój, jednocześnie pokazywała swoją szczęśliwą buźkę. Teraz brakowało jej słów na określenie stanu, który zawładnął jej ciało i umysł.

           Ashton był dla niej obcy i wcale nie powinien wtrącać się w jej życie. Ba! Nawet nie mógł jej znać. Powinna go obchodzić tyle, co zeschła bułka. Nie miał prawa wytrącać jej z równowagi. To przez ten wiatr, to przez pogodę! Takie rzeczy mają wpływ na samopoczucie człowieka. Tłumaczyła sobie, że to nie jego sprawka.

           Niepewnie podniosła głowę do góry i zatrzymała swój smutny wzrok na jego podbródku. Nie potrafiła, z tej odległości patrzeć mu w oczy. Nie odważyłaby się na taki czyn. Te oczy mogły zrobić jej krzywdę. Obserwować i badać.

           – Dlaczego? – zapytała szeptem, który uleciał zwiewnie z jej ust, jakby napędzany wiatrem. Tylko on mógł usłyszeć to jedno słowo. Nie zrozumiał. Poznało to po jego skupionej minie. – Dlaczego tu jesteś?

           – Jestem – uśmiechnął się kusząco – dla ciebie. Nie bój się.

          Również szeptał, jakby bał się, że ta mała wymiana uwag dojdzie do uszu nieznajomych ludzi. Obcy mogli wszystko zepsuć, rozdeptać, a co gorsza roznieść. To była największa udręka dzisiejszego świata.

          Ona kryła się w cieniu, a on, mimo tego codziennego chaosu, który panował w jego życiu, wolałby czasem odpocząć. Uwielbiał być w centrum, ale przy niej ten stan schodził na drugi plan. Stawało się to tłem dla innych doświadczeń, głębszych i więcej znaczących. Nie rozumiał sam siebie. Nie mógł dotrzeć, dlaczego właśnie ona. Co miała w sobie takiego magnesującego? Chyba tylko siebie. Chciał odkryć drugie dno, które w tej chwili przed nim minimalnie ukazała.

            Jego dłoń podniosła się i spoczęła na jej policzku. Pierwsze wrażenie to ciepło, delikatność dużej dłoni oraz łaskotki. Zaśmiała się przez łzy. Wciągnęła nozdrzami jego zapach, wsiąknęło w nią ciepło. Była gąbką, która wsysa całą wodę. Czuła się inaczej, jakby przepełniło ją ciepłe powietrze rozgrzewające zakamarki zmarzniętej duszy. Była balonem, który poczuł wolność od wszystkich codziennych spraw. Chciała zagłębić się w tym uczuciu i zamknęła oczy. Zobaczyła, w swoim świecie niebo usłane gwiazdami, do którego zbliżała się nieznacznie. Było to najmilsza rzecz jaka mogła się jej zdarzyć. Z uśmiechem na ustach dokonywała niemożliwego, a cała rzeczywistość została za zamkniętymi powiekami. Kciuk palca sunął po jej policzku i zarażał ją swoim ciepłem. Musiała otworzyć oczy, by widzieć naprawdę.

            – Pokażę ci niebo. – Usłyszała szept przy swoim uchu. Rozgrzewające powietrze dotarło także tam. Drgnęła z przyjemnością w tej kąpieli. Piana, bańki mydlane – właśnie to przyszło jej na myśl. Zawsze wiedziała, że wyobraźnia to prawdziwy skarb i tego nikt nie może jej zabrać. Mogła marzyć, stwarzać swój nowy i lepszy świat. Tam nie miał prawa wedrzeć się smutek, który uwielbiał utrudniać życie. W jej własnym kuferku myśli było miło, beztrosko, każdy poczułby się tam wyjątkowy, nawet gdyby przypadłaby mu rola złego czarownika. Otworzyła szeroko oczy. To nie była wyobraźnia. Na swoich plecach poczuła czyjeś ręce. Nie przeszkadzało jej to. Powolutku krążyły wokół jej tali. Zaczynała przyzwyczajać się do jego dotyku, uczucia, które wkładał w każdy ruch palców. Jego zachowanie mówiło jedno - tu jest twoje miejsce.

              Nieświadomie upuścił kartkę papieru z portretem jej przyjaciela. Zafalowała niesiona przez wiatr, chciała ułożyć się na płytkach chodnika, ale silniejszy podmuch zabrał ją wyżej. Ostry wiatr zabrał ją dalej, ku sklepieniu. Jakby leciała ku niebu, gdzie ktoś na nią czekał. Mogła wpaść wprost w jego ręce. Taki mały akt pożegnania .

  Mnie już nie ma, a ty się wciąż uśmiechaj. 

             Ponure, sine chmury zakrywały radość wszechświata – słońce. Ono zawsze potrafiło odegnać złe sny w nicość. Było zwiastunem poranka. Dziś ziemię owinął gruby kożuch mroku. Tym razem, gdzieś, między kłębami szarości przedarł się promyk słońca dający nadzieję, że taki dzień bywa ulotny i jutro może wyjść słońce. A może to było błogosławieństwo?

  

***

Przepraszam za opóźnienie, ale nie potrafiłam tego skończyć. Każdemu kilka dni odpoczynku jest potrzebne, by spojrzeć na to "świeżym" okiem. To muzyka pomogła mi się skupić i napisać właśnie ten kawałek z ich życia. Rozdział miałam dodać wcześniej, ale skutecznie przeszkodziła mi burza. Nie chodzi, że się jej boję, ale mam wtedy "manię anty używania technologi". 
Dziękuję za Wasze komentarze. 
To one utwierdzają mnie w tym, że mam tę historię skończyć.
Przyznam się, że ja też mam małe wątpliwości co do Ashtona...      
     

sobota, 9 sierpnia 2014

6. A może to tylko gra?

Nie da się nic ukryć przed jego oczami 


                  Zdjęła firmowy fartuszek i zmęczona odłożyła go na blat. Miała dość. Dzisiejszy dzień należał do trudnych. Nie miała nigdy problemów dotyczących dzieci i nigdy wcześniej nie narzekała na te istotki. Teraz zdążyła zmienić zdanie. Utrudniały jej pracę i latały po lokalu, przy okazji robiąc tyle zamieszania i chaosu. Musiała posprzątać bałagan, który pozostawiały na drewnianym parkiecie. Marchewka, kawałki ryby, frytki, serwetki. Prostym słowem - wszystko co było, było na podłodze było skutkiem dziecięcej bieganiny. Nikt, oczywiście z klientów nie mógł się zniżyć do tego stanu, więc obsługa musiała z nimi walczyć. Rodzice nie potrafili ostrzec swoich pociech, że takie zachowanie nie prezentuje dobrej postawy. Nie umieli ich należycie wychować? Byli bardziej zajęci sobą i konsumpcją. W takich momentach dziewczyna miała wrażenie, że rzuci to wszystko i wyjedzie. Gdzieś w kącie mózgu nasunęła się jej myśl, że w życiu jest pod górkę, w szczególności w jej. Choćby zapierała się wszystkim, każdą częścią, siłą woli, jak i siłą fizyczną, to nigdy nie odwróci tego co było. Nie można ingerować w los, który sam układa historię i wkłada w nią swoje marionetki. Niestety.

                 – Mam dosyć – zakomunikowała Ags patrząc jak Mira, koleżanka po fachu uwija się za barem.

                 – Jeszcze to. – Młoda kobieta podała jej załadowaną tacę i wskazała głową kierunek stolika w dalekim kącie. – Później będziesz wolna.

                Ags tylko wywróciła oczami i nie zakładając fartucha wzięła tacę. Tutaj, w lokalu, gdy na morzu panował sztorm było o wiele luźniej. Ludzie nie lubili spacerować po promenadzie, gdy wiał silny wiatr. Przyjechali tutaj by wylegiwać się plackiem na słońcu, a ewentualnie wieczorami wychodzić na miasto, czy też na plażę. Typowo. W porze obiadowej przychodzili na posiłek do knajpek, a co robili cały dzień? Ags to już nie obchodziło.

              Morze podczas burzy zmienia swoją barwę, charakter i nie jest już tak słodkie, jak powinno być według wczasowiczów. Większość tak uważa. Ags nie była temu przeciwna. Nie znosiła wiatru i chętnie rzuciłaby to wszystko i wróciła do zacisznego kąta, gdzie nie słychać gwizdu. Od razu bolała ją głowa, gdy miała sposobność widzieć wysokie bałwany wody sunące w jej kierunku i rozbijające się przy brzegu. Może przyzwyczajona była do innych widoków, a ludzie wychowaniu tutaj nie mieli powodów by nie darzyć sympatią takich wytworów natury.

             Wyłoniła się z pośród stolików i ozdobnych morskich dodatków, uśmiechnięta, ale i zmęczona. Bolały ją skronie, nogi i kręgosłup. Czuła się jak osiemdziesięcioletnia staruszka, mówiąc nawiasem – nawet gorzej. Chyba. Przebrała jednak wyraz wykwintnej obojętności i nie chciała pokazać bólu jakim jest dla niej kolejny krok.

             Taka naturalna, uśmiechnięta pojawiła się między stolikami. Klient czekał na nią. Nie na zamówienie. Szła takim luźnym krokiem, jakby w jej żyłach płynęła krew elfa. Zachwycony obserwował jej ruch i delikatność. Chciał złapać każdy jej szmer, zapamiętać całe zjawisko. Dlaczego nie potrafił oderwać od niej wzroku, a jednocześnie doskonale wiedział, że ona wcale nie jest dla niego? Chciał ją mieć, a zarazem była niedostępna. Lubił takie wyzwania i chyba właśnie dlatego jego umysł kierował nim w ten sposób. Przyszedł tutaj, by zobaczyć ją jeszcze raz. Była tylko ona. Liczyła się jej naturalna nieśmiałość. Długo zastanawiał się nad tym - kim był tamten chłopak, z którym ją widział. Chciał wiedzieć, ale jednocześnie bał się prawdy. Był zły, że nie może osiągnąć tego, co chciał. Skrycie marzył właśnie o niej, by móc jeszcze raz zajrzeć w jej uciekające oczy, dotknąć dłońmi jej policzka. Wariował. Na jej punkcie. Chciał ją za wszelka cenę zdobyć. Taki już był, a ona nie mogła zmienić jego pewnych cech charakteru. Przyciągała go swoją niewinnością i skrywaniem siebie. Nigdy wcześniej takiego czegoś nie znał.

               Ags nie miała pojęcia, że zmierza właśnie wprost do chłopaka imieniem Ashton, którego zdążyła już poznać. Zauważył, że wcale nie patrzyła na niego . Przez chwilę poczuł chęć ucieczki, co było dziwne w jego przypadku, ale ostudził zapał instynktu i wiernie czekał. Czekał właśnie na nią - księżniczkę, do której dostępu bronił solidny mur, a może nawet smok w postaci tamtego chłopaka. Przywołał na ustach swój subtelny uśmiech i nie zdejmując okularów przeciwsłonecznych oparł swoją rękę o drewnianą ławkę. Czekał na odpowiedni moment. Czekał na nią. Wyluzowany i przekonany o swoich zaletach – uroku osobistym.

               Dziewczyna w końcu zrobiła firmową minę rzetelnego pracownika i wykazał całą sympatię w swoje oblicze. Taki miała teraz fach. Nie mogła traktować klientów po przez bliższe kontakty, czy też jako latające piórko na wietrze. Dla każdego zachowywała taki sam stosunek uprzejmości i bezinteresowności. Widziała, że tym razem klient jest mężczyzną. Widziała zarys jego sylwetki. Patrzył na nią przez okulary, ale nie mogła zatrzymać wzrok na nim, do czasu. Unikała styczności z ludźmi jak było to możliwe. W pewnej chwili, gdy była kilka kroków od stolika rozpoznała przybysza i zatrzymała się w miejscu. Przestraszyła się. Chłopak podniósł do góry okulary i obdarzył ją miłym uśmiechem. Nie takim samym jak dzień wcześniej, ale zupełnie innym – bezinteresownym. To dodało jej skrzydeł. Przecież przyszedł spełnić swoje potrzeby, a nie specjalnie dla niej. Pewnie jej nie rozpoznał. Z takim przekonaniem ruszyła dzielnie w jego kierunku. Podeszła bliżej i wykładając zamówienie jednocześnie powiedziała coś co znów, w jej mniemaniu okazał się drobnym błędem.

            – Her you are.

              Popełniła nowy błąd. Dlaczego? Dlaczego nie powiedziała zwykłego proszę? Jej policzki oblały się czerwienią i byłaby z stąd poszła, gdyby nie dłoń, która objęła jej przegub. Jego dotyk był delikatny, ale stanowczy. Ciepły, a zarazem zimny. Serce wybijało ostry rytm wirując w wnętrzu jej ciała. Czuła się jak po dotknięciu przewodu elektrycznego. W głowie szumiało jej od emocji, a puls czuła w pobliżu uszu. Z lękiem spojrzała w jego oczy. Dziś były jaśniejsze, zielonkawe.

             – Dziękuję – powiedział łamaną polszczyzną.
        
   Na te słowa w jej oczach stanęły łzy. On nie chciał jej zrobić krzywdy. On chciał podziękować. Zrobiło jej się smutno, bo tak bardzo przypominał jej przyjaciela, którego tak niedawno straciła. Swoją maskę zdjęła przez jedno dotkniecie, jedno spojrzenie. Sfrustrowała się i pokiwała głową. Na nowo włożyła siłę by założyć iluzję powagi, zadowolenia i fachowości. Jednak on zdążył zaobserwować coś w jej twarzy i chyba inaczej odebrał jej zachowanie. Zdjął swoje palce z jej ręki i pochylił głowę cicho mówiąc:

               – Przepraszam.

               Kiwnęła głową i odeszła. Miała dosyć siebie. W jednej chwili zdążyła zrzucić całą masę kamuflażu przed jednym człowiekiem, którego znała zaledwie kilka dni. Nie zastanawiała się nad jego słowami. Bała się siebie. Nie chciała pokazywać tego, co przez ten cały czas chowała głęboko w sobie. Tak było według niej lepiej. Nie ma co rozdrapywać starych ran, nawet jeśli potrzebne były szwy, które odtrąciła. Nigdy nie zapomni widoku pogrzebowych min. Jego matka, matka najlepszego przyjaciela zraniła jej uczucia. Miała rację, że to właśnie była wina Ags. Jej surowy pełen bólu wzrok, usta zaciśnięte w linię i obojętność z jaką zaczęła traktować najlepszą przyjaciółkę syna. To właśnie przez nią go straciła. Nie potrafiła jej wybaczyć, a Ags się jej wcale nie dziwiła. Była winna.

                – Hej, co się dzieje? – Dotarł do niej głos Miry. Kelnerka wyszła z nad baru i podeszła do stołka, na którym usiadła Ags. Przytuliła ją nic nie mówiąc. – Ktoś ci zrobił krzywdę?

                – Nie. – Ags nadal patrzyła w dal. – Przepraszam, powinnam już iść. Cześć.

                Wstała bez słowa wyjaśnienia. Mira obejrzała się za kierunkiem, z którego przybyła pokrzywdzona. W tamtej części siedział ktoś. Ktoś bardzo przystojny. Brwi kobiety powędrowały w górę.

                – Ags?

                – Tak? – Zdążyła się odwrócić.

                – Co to za…? – Ruchem głowy wskazała na stolik, gdzie siedział przybysz.

               Ags wzruszyła ramionami i odwróciła się na pięcie. Jakoś nie potrafiła się tłumaczyć. Jej umysł był zaplatany w inną sieć. Nie powinna była tak reagować. Dlaczego nie potrafiła okazać zimnej krwi? Może ten dotyk, tak gwałtowny, a zarazem delikatny…

               Po skończonej pracy przystanęła w małym parku i usiadła na ławce, tyłem do budynków oraz ludzi. Zamknęła oczy, by odsunąć od siebie wspomnienia. Wykonała głęboki wdech i wydech. Normowała przez chwilę oddech, po czym wyjęła z torby notatnik. Był duży jak na tego typu zeszyt. Kupiła go na wyjeździe, ponieważ nie przypominał jej o świecie, który zostawiła. W jej palce trafił także ołówek. Miękka końcówka sunęła po papierze. Ukazał się zarys. Nie wiedziała co rysuje. Miała wrażenie, że wpadła w trans oddawania tego co czuła, co ukrywała w sobie. Gdyby porównać to do przedmiotu, nikt nie zdawałby sobie sprawy, w jaki sposób można było ukryć tak ogromny ciężar. Ona go, przez kamuflaż nieświadomie karmiła, powiększała. Jej lęki odkładały się i czekały na moment, w którym wyjdą wszystkie. Ulotnią się, a ona pokaże wszystkim, że przejmuje się każdą drobnostką, a urazy chowa i pielęgnuje. Bała się wyjawić kim się stała. To trochę było jak wstęp do choroby. Była chora na samą siebie.

                Nagle wzdrygnęła się, bo para oczu, która spojrzał z jej kartki patrzyła na nią z niezapomnianą troską. Znała to. Nie chciała tego. Pierwszy raz narysowała tego człowieka, w tym świecie. To co było się nie liczy. Znała na pamięć jego twarz, oczy, nos i uśmiech, który dodawał jej pewności. Przy nim mogła być sobą. Chciała zgnieść kartkę, ale coś jej to uniemożliwiło. W swoim transie nie usłyszała, jak podszedł do niej inny, żywy człowiek. Jego ręce właśnie spoczęły na jej dłoniach, by nie zniszczyła rysunku. Szybkim ruchem wyrwał jej kartkę, a na jej twarzy odmalowało się przerażenie. Była na niego zła. Już drugi raz, w tym dniu nieznajomy Ashton komplikował jej życie. Kontynuował to, co zrobił – poruszył lawinę.

               – Rysujesz – stwierdził sadowiąc się obok.

              Zacisnęła szczęki i próbowała nie trząść dłońmi. Była poruszona, a bezczelność chłopaka i jego luz podwoił te odczucia. Miała ochotę uciec z stąd i wtulić się w poduszkę. Płakać, aż do momentu, w którym poczuje, że już nie może. Chciała, by oczy bolały ją od słonych łez. Chciała…

             – Jesteś niesamowita, wiesz? – Jego oczy chciały złapać kontakt wzrokowy z jej niebieskimi tęczówkami. W uszach jej dudniło. – Mogę o coś zapytać?

             Przestraszona spojrzał w jego kierunku. Odwróciła głowę i wstrzymując oddech kiwnęła głową. Zdała sobie sprawę, że szeptał. Uśmiechnęła się w duchu. On był jednak dobry. Wszelaki krzyk, wymagania mogły ją spłoszyć - była jak zwierze, które należy oswoić.

              – Wczoraj… - jego dłonie powędrowały do bujnej grzywy, która przeczesał – widziałem cię z…

             Znów przerwał. Spojrzał na nią, ale ona nie połapała jego słów. Nie potrafiła zrozumieć o co chodzi Mózg pracował na zwolnionych obrotach, a całą siłą próbowała zwalczyć emocje, wspomnienia. Walczyła, niepoddawana się.

             – Czy ty i on… - przerwał. - Nie mama pojęcia co ja robię.

             Czy ty i on… - kręciło się po ściankach, aż dotarło do miejsca, w którym ten impuls słowny przekształcił się w jej alfabet. Uśmiechnęła się. On ją widział? Widział ją z Danielem? Jej - można rzec - opiekunem?

              – Daniel… - wyszeptała.

              – Hm?

             Niewinnie spojrzał na nią. Miał tak dziecinnie smutną minę, a jego wzrok był tajemniczy, jak morze w czasie sztormu. Jak ten dzień. Pasmo jej włosów zafalowało na wietrze w jego kierunku. Odruchowo złapał je dłońmi. Sam uśmiechnął się do swojego poczynania. Robił się z niego całkiem inny człowiek.

              – To mój… opiekun? – zaśmiała się szczerze. – Muszę wracać…

              Wstała momentalnie chowając zeszyt do torby i spojrzała na kartkę, która tkwiła w dłoniach chłopaka. On także na nią spojrzał. Wstał bez słowa i nie maił zamiaru jej oddać.

              – Pozwól, że cię odprowadzę, dobrze? – Na jego słowa zamrugała powiekami wpatrując się tępo w rysunek.

              – Dlaczego chciałaś go zepsuć? – zapytał.

              – Bo to złe wspomnienia – wyszeptała, a wiatr rozwiał jej słowa.

             Później było już ciemno, a słone łzy spłynęły po policzku. Nie potrafiła kontrolować sytuacji, nie mogła zrobić nic, by to wymazać. Stało się. Zadziałała niewyjaśniona moc. Nie chciała okazać się aż tak słaba, ale nie potrafiła nic na to poradzić. Odwróciła szybko głowę, by nieznajomy nie widział jej łez i szybkim krokiem zaczęła iść ku mieszkaniu. Nie chciała słyszeć jego kroków za nią, jego ręki na jej ramieniu i tego oddechu, którym ją obdarzył stojąc twarzą w twarz. Był zbyt pochopny, zbyt szybki i śmiały.



***

Dziękuję za to, że jesteście. 
Ten wpis zajął mi trochę czasu, bo ostatecznie go przerobiłam i całkowicie zmieniłam. Czuję, że coś we mnie pękło. Takie ulotne opisy przybladły, ale są dialogi i cały post zajmuje więcej.Nie można mieć wszystkiego. Przepraszam również, za opóźnienie, ale takie są wyniki spontanicznych decyzji i niedogodności losu. 
Czuję się trochę jakbym trzymała w rękach kulę i układała komuś życie.
Dziwne uczucie.
Jeszcze raz dziękuję za wszystko.