sobota, 8 listopada 2014

12. Ale to już było



Jestem Twoim okruchem




                Jak to jest, że jest nas tak dużo, a jednak tak niewiele osób wie co się dzieje w głowie drugiego człowieka? Co się dzieje w jego sercu? Może niektórzy nie chcą wpuścić nikogo do środka, bo kiedyś doznali przez to zawodu. I chyba Ags do takich należała. Starała się pozatykać wszystkie dziury, aby nie dotarło nic z zewnątrz, by żadne wścibskie oko nie patrzyło na to co zebrała. Ludzie potrafią wykorzystać tylko nasze słabości, a wszystkie chwile pozamieniać w złe wspomnienia. Jednak wciąż tli się nikły płomyk nadziei - że znajdzie się ktoś życzliwy - i nie zdmuchnął go do tej pory jakikolwiek zły wiatr.


              Opłaca się być dobrym dla innych, bo to sprawia radość. Ale dlaczego inni nie umieją tego docenić? Zdarza się tylko garstka osób, które potrafią być wdzięczni, reszta doskonale zadeptuje człowieka, zrównując go z ziemią. Życie to nieustanna walka na ringu, gdzie przetrwają tylko najlepsi i najtwardsi, którzy nie przejmują się zawodami. Ags czuła, że tu nie pasuje, że jest tylko trzciną kołysaną na wietrze i to tą, która jest najbardziej krucha. Z dnia na dzień była w tym samym miejscu i tylko po dłuższym okresie czasu odczuwała zmianę. Nic nie dało się tak prosto przeciąć nożyczkami, jak kiedyś dokonała decyzji o wyjeździe z rodzinnego miasteczka. To był przełom. Jednocześnie musiała uciec stamtąd i bała się tego co może nastąpić. Chciała wylecieć z gniazdka, w którym nie umiała się już odnaleźć, ale zostawiła tam chyba skrzydła.Ta myśl, że czegoś zapomniała, którą przez całe lato zagłuszała, wypływała powoli na przód.


               Dlaczego nie da się wybrać samemu swoich cech charakteru? Nie dostaje się całej księgi, z której można wybierać i nie opisuje się siebie takim jakim by się chciało być? Ags wydawało się teraz, że ktoś specjalnie zrobił z niej taką osóbkę, która musi wypracowywać swoje zmiany, lękając się, że jest nikim ważnym. Chciało się jej śmiać z własnych problemów, które były według niej głupie, bo to ona sama wpędzała się w nie. Ludzie powtarzali wokół – przestań się bać – tylko jak to zrobić?


                Strach działa na wiele sposobów, może być pozytywnym bodźcem do działania, lub może ograniczać. Ags dopadał ten drugi rodzaj, bo wciąż chciała podlegać grupie, wtopić się w szarość, ale od czasu do czasu pokazywała swoją tęczową stronę. Chyba była zbudowana z tysięcy kolorów, ale nie przypadały jej do gustu, bo była przez nie zbyt rzucająca się w oczy. Mogła tylko śmiać się i płakać z powodu bezradności swojego „ja”.


                 Zacisnęła mocno powieki, tak by poczuć dyskomfort. Beznadziejność ją dopadła. Ona musi iść pod wiatr, a los śmieje się jej w twarz. On chce pokazać, że jest górą, zawsze i wszędzie! Nienawidziła takiej wyższości na swoich plecach. Bo cokolwiek zrobiła i tak okazałoby się to jednym wielkim błędem. Tylko jest jedno wyjście! Nie zważając na przeciwności, trzeba iść ku jakiemuś nikłemu światłu, które może okazać się przy końcu pomyłką, ale w tym momencie zaświecić się może inne. Jak wodzeni za nos po labiryncie, tam gdzie ktoś zechce...


                 Kolejny raz wpakowała się w bagno. A może cały czas po nim brodziła z lepszym i gorszym skutkiem przemieszczania się? Może jej życie było zlepioną ziemią? Myślała zresztą, że nie ma drugiej takiej osoby, która chciałaby odnaleźć się w tym jej całym bałaganie, nie byłoby osoby, która dobrowolnie brodziła by z nią. A jeśli się taka nadarzyła - z czasem znikała. Bo po co ktoś chciałby być dla niej oparciem, które i tak zostanie zburzone przez jakiś czynnik? W życiu spotyka się wielu ludzi, ale także oni Twoje życie opuszczają. To zależy od jednostki, czy chce znaczyć coś, czy przejść obojętnie tę ścieżkę cudzego życia. Ags mogła też to zastosować – po prostu być i rozpłynąć się, a nie - rozważać. Powtarzała się! Dlaczego jest tak strasznie głupia i naiwna? Bo potrzebuje zakleić to, co zostawił ktoś inny? Drugim człowiekiem nie da się naprawić pustki, którą pozostawiła przeszłość. Chciała w to uwierzyć, jednak los przekonał ją, że tak się po prostu nie da. Nie można opierać wiary w innych, bo ci mogą Cię tylko zawieść. Samemu musimy radzić sobie z przychodzącymi trudnościami. Trzeba zaciskać zęby i przeć ku światłu, które sami musimy sobie wytworzyć. Stworzyć iluzję. Znaleźć sens, który sam do nas nie raczy przyjść, bo swoją świeczkę los może zdmuchnąć, gdy tego się nie spodziewamy.


                Człowiek woli ukryć swoje prawdziwe problemy pod kolorową przykrywką. Udawać, że się śmieje, że jest dobrze, że podoba mu się ta osoba, którą stwarza, a prawda może być inna. Bo tak naprawdę za dużo mamy krytyki we własnym oku. Niektórzy wykorzystują ją przeciw sobie, a inni przeciw bliźnim. Dlaczego nikt nie potrafi tego zaakceptować? Bo tak się nie da? Trzeba wciąż mówić o innych niedobrze, lub samemu się uprzykrzać? Bo tak jest zabawniej?


                Sezon jesienny zmieniał wszystko. Nie tylko nachodziły ją coraz częściej refleksje, ale irytował ją każdy głos, telefon, spotkania z Danielem, praca, a nawet zwykli przechodni na ulicy. Zaczynała się nudzić i każdą wolną chwilę próbowała spędzać na plaży, szkicując z słuchawkami na uszach. Tam było zazwyczaj spokojniej. Zaczynała zapominać o czarnej przestrzeni wokół, wypełnionej obcymi głosami i o różnobarwnym świetle, które emitowała, ale wciąż dopadało ją jedno – czy tak zawsze będzie? Czy bez ostrzeżenia będzie dopadać ją myśl o pewnym kimś? Nie zważając, czy jest na ulicy, w domu, w sklepie, pracy, czy chociażby w piżamie. Marzyła, że będzie dobrze, że będzie mogła się podzielić tym co myśli, tym z czego się śmieje, i ta osoba ją zrozumie. I znów ulokowała się tam gdzie nie trzeba. Bezsensowne bagno, z którego i tak nie może się wyrwać!


                Powinna pomalować ściany na biało, by myśleć na nowo. Stworzyć puste miejsce na nowe wspomnienia. Chyba zostawiła kawałek siebie, gdzieś tam w przeszłości i wciąż odczuwała kłucie, spowodowane jego brakiem. Brakiem sensu? Praca bywa najlepszym lekarstwem, tylko trzeba znaleźć motywację i chęć. Tylko po co ma to robić? By zapomnieć? To tak bardzo przypomina typowy problem uzależnionego człowieka. Przecież nie było z nią tak źle, prawda? Potrafiła cokolwiek robić, by chociaż codziennie pokazać delikatny uśmiech światu. Ale czy ta gra się w końcu skończy? Udawanie aktora, którym się nie jest. A może wszyscy jesteśmy tacy sami? Bo świat to teatr?


                Patrzyła na świat za szybą, migający przed oczami. Krajobraz uciekał i pojawiał się nowy. Tylko jedno się prawie nie zmieniało – niebo. Całe zaróżowiałe w zimnych fioletach w górze. Przy ziemi utrzymywała się mglista poświata mlecznej bieli, którą można by było kroić i smarować chleb, wyobrażać sobie, że ma smak słodki i delikatny. Ags widziała drzewa, których liście mieniły się neonowymi kolorami złocistej żółci. Na tym różowym tle wyglądało to bardzo specyficznie i pięknie, kontrastowo. Widok ten napełniał człowieka spokojem, falą smutku, a zarazem radości. Ludzie zauważają kolory dnia tylko na jego końcu i początku, ale tak naprawdę każda godzina składa się z tysiąca różnych barw.


               Autobus mknął po jezdni ze swoją specyficzną prędkością pośród skoszonych pól kukurydzy i wielobarwnych lasów, a najpiękniejsze zawsze pozostawało niebo, bo w nim można było zatopić wzrok, nie myśląc, że przed kwadransem nastąpiła niemiła sytuacja. Po policzku szatynki spłynęła łza, którą szybko wytarła rękawem wełnianego swetra. Nie miała przy sobie chusteczek by doprowadzić się do lepszego stanu. Pociągała nosem i miała szklany wzrok. Dlaczego ze zdwojoną siłą powracało to do niej i powodowało taki zamęt?


               Nie lubiła, gdy wszyscy się na nią patrzyli, jakby coś przewiniła. A przecież to niej jej wina, że nie wzięła większej ilości pieniędzy, a bilet okazał się nieważny, prawda? Gdy stała na dworcu była spokojna, emanowała taką wiarą, że się uda i spokojnie zostanie wpuszczona do pojazdu, że było to niewiarygodne. Nawet podczas wymiany zdań z kierowcą okazała grzeczność. Tylko, gdy spadły na nią te słowa - nie mogę pani wpuścić – poczuła, że miękną jej kolana. Schowała ręce tak by nikt nie zauważył, że zaczęły jej się trząść, by nikt nie usłyszał przyspieszonego bicia serca, napływającej adrenaliny. Nabrała powietrza w płuca, a świat zaczął jej lekko wirować. Ludzie zaczęli się bardziej pchać, z tyłu ktoś zaproponował pożyczkę, ale nie mogła przyjąć pieniędzy, bo nie lubiła być komuś wdzięczna. Wolała sama sobie radzić i dziękować sobie, że tak potrafi się rządzić, że codziennie rano może z uśmiechem spojrzeć w lustro. Nie wiedziała, jak dalej się to potoczy, ale widocznie litość wezbrała w człowieku, widząc tą zabłąkaną osóbkę z szklanką w oczach. Udało się, i natychmiast zapory runęły, ale dzielnie dotarła na ostatnie miejsce i zdjęła z siebie ciężar tobołków. Czuła, że musi powrócić i była to dobra decyzja. Musiała przyjechać się pożegnać i rozpocząć coś nowego – zmianę. Nie chciała być już czyimś okruchem.



***
To był totalny chaos!
Sama się gubię w tym wpisie i za błędy przepraszam. 
Postaram się poprawić go, gdy minie mi odruch "nie dobrze mi" na widok mojego pisania. 
 Budowałam to na trzech całkiem różnych fragmentach, które skleiłam w jedno. Nie wiem jednak, czy aby dobrze. Wybaczcie, jeśli nie. Chyba brakuje mi czasem sił.
Na tym jakoś ugrzęzłam, bo już późniejszy los Ags mam zaplanowany, na szczęście.
Cóż mogę dodać? Podróż jak z życia wzięta.
Tylko na końcu okazuje się, że jedziesz na nazwisko. Chciałabym się urodzić w innych czasach. :)
Aktualnie żyję trochę w innym... wymiarze.
Zmieniłam tryb życia i w tygodniu nie mam internetu. I tak jeszcze do końca grudnia!
 Do rzeczy - jak można funkcjonować z dwoma prysznicami na 40 dziewczyn? I na tym się nie kończy!
 I się pytam, po co mi to było? ;)
 Ale jest zabawnie. Nawet lubię chodzić późno po mieście - jest wtedy o wiele ładniej, nie widać tych dziur i brzydoty.
A tutejsza Ags musi, niestety, poczekać i cała blogosfera również.