sobota, 27 czerwca 2015

25. I w pewnym dniu...



Piękno odnajduje się w dziwnych chwilach


                Słońce już dawno zapadło za linię horyzontu, dając miejsce lśniącej pełni. Natchnionej, mrocznej czerni. Księżyc z ziemi wyglądał niezwykle, wielka srebrzysta kula, zawieszona, niczym lustro na ciemnej otchłani nieba. Wszystko zgrywało się ze sobą idealnie, jakby te dwa fragmenty świata nie mogły istnieć osobno.

                Dziewczyna przymknęła zmęczone powieki w rytm kołyszącego ją pociągu. Oddawała się swobodnie wielkości usypiania i nawet nieświadomie oparła głowę o ramię Ashtona. Jakby jej świat, tak samo jak nocne niebo i księżyc, był skrzyżowany ze światem tego chłopaka i nie mogły istnieć osobno. Przejrzała jeszcze ostatni raz każde dzisiejsze zdarzenie powoli usypiając. Uśmiechała się, mając w pamięci swoją dłoń w jego dłoni. Czuła się jednocześnie szczęśliwa i przerażona, że tak dała ponieść się fali szaleństwa. Poczuła w końcu wiatr we włosach, gdy spadała, ale zawsze ktoś ją asekurował, ktoś był. Trzymał mocno za rękę i nie dał upaść. Torował drogę, przepychając się przez tłum ludzi na peronie, by mogła iść za nim. W ostatniej chwili wpadł do wagonu i przyciągnął ją mocno do siebie, nie chcąc jej pozostawić.

 Mogła okręcać się wokół własnej osi, głośno śmiejąc. Nitki smutku natychmiast pękły, mogła znów poczuć się lekko. Uległa niekontrolowanej radości. Rzucała się w przepaść, ale nie samotnie. Z nim, również udekorowanym w serpentyny lat dziecinnych.

Trzymała w rękach patyk z ogromną różową chmurą waty cukrowej i śmiała się, gdy Ashton podbierał jej ukradkiem, krzywiąc śmieszne miny. W pewnym momencie wzięła kłębek w palce, zwijając w kulkę. Spojrzał na nią dziwnym wzrokiem i zapytał:

–Ty też tak robisz?

Na co zaśmiała się, dziwiąc się, że łączy ich sposób smakowania słodyczy. Nagle zerwała się z ławki i podeszła do huśtawki, przejeżdżając delikatnie po wyrobionych sznurach. Usadowiła się na zabawce patrząc, wyzywająco na chłopaka.

– Nie  – oburzył się, idąc w jej kierunku – chyba jesteś na to za stara.

– Wcale nie, dzisiaj nie mam kucyków i może dlatego wyglądam poważniej? – podpuszczała go. – Popchnij mnie.

Zamrugała rzęsami z dziecięcą niewinnością, czekając, aż skusi go jej wzrok. Jeszcze raz wzięła ogromny kęs waty, przesadnie demonstrując łakomstwo. Jeden kawałek przykleił się jej do policzka, na co chłopak wybuchnął śmiechem i dał się tym przekonać.

– Tylko mocno się trzymaj – zawołał, a ona aż pisnęła.

Było tak beztrosko, gdy był blisko niej. Zapomniała o tym zwykłym świecie, przenosząc się do całkiem innej krainy, gdzie to ona miała prawa do władzy. Gdy wdrapywali się po szczeblach domku na drzewie, on szedł tuż za nią. Może i nie było wysoko od ziemi, ale i tak czuli się szczęśliwi, gdy leżeli na zszarzałej podłodze domku, słuchając ćwierkania ptaków.

– Wiesz, że kiedyś miałam marzenia ? – zapytała, patrząc w górę.

Obserwował wtedy jej rysy sparzone trudem życia. Patrzył na niebieskie oczy, okolone krótkimi rzęsami. Oglądał każdy fragment jej twarzy, chcąc poznać ich historię.

– Ja również – wyznał, nie odrywając wzroku od niej.

– I właśnie jedno z nich się spełniło.

– Piękna chwila na spełnienie marzenia – zamruczał. – Niech zgadnę, chciałaś wleźć do domku na drzewie i leżeć tak jak teraz, ze mną?

– Chyba byłeś najlepszy w kalambury – prychnęła, patrząc na niego. – Chciałam nie zastanawiać się nad tym co robię, po prostu to robić.

– Bardzo głęboka myśl.

– Cały czas się ze mnie naśmiewasz – odezwała się, popychając go w ramię.

– Oj, może troszeczkę – droczył się.

– Jasne, cały czas.

Odwróciła wtedy od niego głowę, ale zatrzymał ją ręką, odwracając jej podbródek z powrotem w swoją stronę. Znów skupiał się na jej twarzy, delikatnie przybliżając. Jej serce biło o wiele za mocno, ale jego także. Nigdy wcześniej nie poddawał się takiej chwili napięcia. Wokół panował spokój, ale gdzieś w środku wszystko wyrywało się ku sobie. Ale gdy tylko musnęli się nosami, na drabince przy drzewie jakiś dziecięcy głosik zawołał i dało odczuć się, że ktoś mały, ale zwinny za chwilę dołączy do nich.

A teraz zasypiała, wsparta na ciepłym ramieniu chłopaka, którego poznała przez przypadek. Czuła się bezpiecznie, oddając się rytmowi oddechów, aż zasnęła. A on wtedy delikatnie dotknął kciukiem jej policzka, zahaczając o kosmyk rozczochranych włosów. Uśmiechał się również, gdy przez sen westchnęła. Ale gdzieś w środku czaił się cień świadomości, że mimo tych wspólnych mile spędzonych chwil, jutro wszystko zamieni się tylko, a może i aż, w wspomnienia.
 
***
Mam nadzieję, że nie jest aż tak źle, jak mi się wydaje. ;)
I zdradzę Wam, że już niedługo do końca.
I mam takie małe wrażenie, że coraz mniej Was tutaj...
Wiem, że ja zawalam, ale postaram się zmienić, ukradnę trochę czasu i wpadnę tam, gdzie powinnam. ;) 

niedziela, 7 czerwca 2015

24.Biegnąc w próżnię



Bo odrobina lata tworzy wiele historii

                Plamy słońca przedzierały się przez rozłożyste korony soczyście zielonych drzew, tworząc na trawie mozaikę barw i kontrastów. Gdzieś miedzy gałęziami siedział ptak, próbując przedrzeć się swoim piskiem przez szmer miasta. A po parku roznosił się krzyk radości, bawiących się dzieci.                 

Odczekała chwilę, gdy ludzie wrócili do swoich spraw i trochę spiętym krokiem podeszła do chłopaka. Właśnie chował gitarę do futerału i wcale nie interesował się tym, że ktoś chciał z nim porozmawiać. A może tylko udawał, że jej nie widzi? Robił to celowo? Tak, czy inaczej, przystanęła, ściągając usta w delikatnym uśmiechu i machnęła nerwowo ręką.

                – Hej, to było… niesamowite.

                – Ta – uśmiechnął się, choć wcale nie spojrzał na nią – dzięki.

                – Takie prawdziwe.

                Kiwnął głową, zasuwając zasuwki i pochwycił swój instrument w rękę. Wydawałoby się, że gdzieś się spieszy i ona poczuła, że chyba nie miał ochoty rozprawiać z nią o tym co śpiewał i grał. Jakby odciął się od tych przeszłych kilku chwil, kompletnie o nich zapominając. Choć przed momentem była pewna, że to była sama prawda.

                Dziewczyna czuła aurę niezręczności. Nie wiedziała od czego ma zacząć rozmowę, choć jeszcze przed sekundą była pewna, że musi do niego podejść, wyjaśnić. Aktualnie czuła się nie na miejscu, jakby wszystko to co miała w głowie odparowało. Stała w ciszy, a gdy już zdecydowała się spojrzeć na niego, widziała w jego oczach zniecierpliwienie, jakby celowo ją odpychał.

                – Nie wiem co tu robię – przyznała się po chwili.

                – Ja też nie wiem, co tu robisz.

                Jego uwagę odebrała w ciszy, choć zaciskając palce w pięści, tak by poczuć mocno wbijające się w skórę paznokcie. Jeszcze bardziej ją drażnił tym, że w ogóle się odezwał. Spróbowała być bardziej oschła i wyniosła, może bardziej twarda i zdecydowana. Zaczęła udawać, tak jak on, że wszystko jest w porządku. Przybrała postawę obronną, prostując się.

                – Dzięki za zwrot – wskazała na bransoletkę na przegubie dłoni – i to by było na tyle.

                Spojrzała mu w twarz z udawaną obojętnością, świadomie powodując, żeby odebrał ją nie jako łagodną i speszoną. Odwróciła się z zamiarem zignorowania go. Chciała pobawić się nim, by w końcu wywołać w nim jakieś inne emocje, niżeli odepchnięcie. Podniosła dumnie głowę do góry i chciała już odejść, gdy:

                – Poczekaj – zawołał, chwytając ją pod łokieć i okręcając do siebie. Wiedziała, że to zrobi, ale nie udało się jej jednak ukryć satysfakcjonującego uśmiechu. – Czy ty właśnie mnie w coś wrobiłaś?

                – Ja? – zamrugała niewinnie rzęsami, po czym uśmiechnęła się szeroko.

                – Dobra – przyznał. – To ja też cię w coś wrobię, okej?

                – Już się boję – skomentowała, widząc jego chytrą minę.

                Przez kilka sekund uważnie obserwował jej twarz, zaglądał w oczy, a gdy ona nie reagowała, jeszcze bardziej wyszczerzył się w cwanym uśmiechu. Złapał ją łapczywie za rękę, splatając swoje palce z jej. Gładził delikatnie kciukiem jej dłoń.

                – Spławiłaś tego swojego amanta, więc teraz…

                – Daniel nie jest moim… – przerwała mu, lecz znów to on przejął kontrolę, przykładając palec do jej ust.

                – Ufasz mi?

                – Nie – rzuciła, z trudem panując nad gwałtownymi uderzeniami serca – jak mam ci ufać?

                – To dobrze – zaśmiał się, a jego oczy dziwnie błyszczały, gdy wolną ręką zarzucił gitarę na plecy. – Teraz biegnijmy, okej?

                – A co jeśli się nie zgodzę? – zapytała, próbując przejrzeć jego zamiary.

                – Nie zdążysz na pociąg.

                A później pociągnął ją za sobą, oglądając się za siebie, spojrzał w rozbiegane oczy i przyspieszył kroku. Wciąż jednak trzymali się za ręce, choć jej dłoń wysunęła się z jego palców. Mocniej pochwycił ją, pociągając za sobą. Biegli w niezrozumiałym tempie, w wirze słabego wiatru. Nawet gdyby chciała zwolnić, to on by przyspieszył. Całkowicie oddała się jego woli, by biec, by za nim zdążyć. Choć było to dla niej niezrozumiałe i dziwne. Zaśmiała się, gdy wybiegając na ulicę, ludzie zaczęli uciekać, robiąc im miejsce. On przytrzymywał na swoich plecach futerał z gitarą, a drugą dłoń, solidnie ściskał jej wątłe palce, ale Ags nawet nie czuła jego siły, po prostu biegła, rozbawiona. Przedzierali się przez tłum, zaskoczonych ludzi ze śmiechem na ustach.

***
Trochę króciutko i bez wyjaśnień się obyło. ;)