niedziela, 8 czerwca 2014

2. Ujrzał ją,



W tej zimnej, mrocznej jaskini stworzyła mieszaninę dźwięków i odeszła delikatnie, zwiewnie zawstydzona …


              To nie pierwszy raz zajrzała w to miejsce. Była czasem zła na siebie, że wyczynia takie rzeczy, ale nie mogła się powstrzymać by nie przejechać delikatnie opuszkami palców po instrumentach. W ciąż tliła się w niej iskierka miłości do muzyki. Lubiła dobre kawałki z udziałem gitary. Sama kiedyś przyciskała swoje palce do gryfu i uderzała drobnymi palcami o struny. Dźwięki, które tworzyła uspokajały i wprowadzały w trans. Nie myślała o niczym, słuchała, tworzyła…

               I znowu przyłapała się na tym. Znów wstąpiła do punktu, gdzie pozostawione były muzyczne skarby. Dziś jednak zmieniło się coś tutaj. Zwykle na stojaku były inne gitary. Te wcale nie przypominały tych z przedwczoraj. Nie było czarnego klasyka, który prosił się o dotknięcie jej wątłych palców. Na początku na jej twarzy pokazał się wyraz zdziwienia, ale nie dała się omotać. Kolekcja znacznie powiększyła się i to o fachowe instrumenty. Szczery uśmiech zstąpił na jej twarz, a dziecinna naiwność pozwalała wierzyć, że jest tu sama, ale prawda była inna.

              Siedział w cieniu zasnuty natłokiem własnych myśli i zaskoczony spojrzał na wchodzącą. Delikatnie zbliżyła się do gitary elektrycznej i przejechała wskazującym palcem po strunie. Nie ośmieliła się chwycić w dłonie instrumentu, ale dało się wyczuć napięcie. Dziewczyna chłonęła widok i próbowała ukryć swoje pożądanie.

              Gdzieś w głębi czuła, że nie może odkryć swojego ja i przywłaszczyć sobie cudzych rzeczy. To może była ta chwila, ale w każdej chwili mógł tu zajrzeć ktoś niepowołany wzburzony jej bezwstydności. To był moment z innej bajki. Ona i one. Każdy instrument był na zawołanie ręki. Przechodząc wydobyła dźwięk z gitary, ale zaraz pochwyciła je monotonna cisza. Jej stopy prowadziły ją do… perkusji. Nigdy nie miała okazji mieć pałeczki w swoim posiadaniu i szaleć, choć miała przyjemność widzieć ją z bliska. Przejechała opuszkami palców po metalowym talerzu. Zgrzyt jaki wywołała przez muśnięcie przestraszył ją i szybko obróciła się w tył. Cisza. Nikt jej nie słyszał. Myliła się. On w pierwszym odruchu chciał podejść, ale zawahał się, że mógłby ją spłoszyć. Była niczym zabłąkana sarenka i to skojarzenie chyba było trafne. Uśmiechnął się, gdy szatynka podeszła bliżej. Nie mogła go dostrzec, bo panował tu półmrok, ale on doskonale widział sylwetkę dziewczyny przyodzianą w luźną kremową sukienkę. Rozpoznał ją po ruchach. Widział tutaj tylko jedną osobę, która tak zabawnie skradała się po ziemi. Wtedy nie wiedział, że tamto błękitne niebo obdarzyło go takim zjawiskiem. Był znudzony, aż tu nagle pojawiła się ona burząc mu dotychczasowy poranek.

               Przegryzając wargę, Ags po raz wtóry uderzyła delikatnie i wydobyła ton ciesząc się jak dziecko. Obróciła się i… zamarła. Naprzeciw niej stał ktoś. Czarne trampki, szorty i czarna koszulka. Zrobiło się jej wstyd. Była pewna, że jest sama, a tak naprawdę ktoś obserwował tę chwilę radości. Nie spojrzała na uśmiechnięty wyraz przybysza tylko bąknęła:

             - Przepraszam.

             - Do you like music? – radosny nosowy głos zabrzmiał nad nią.

             - Trochę… - Nie zorientowała się, że dostała pytanie w innym języku niż ojczysty, a odpowiedziała też inaczej. Po chwili zdała sobie sprawę, że śmiech, który wydobył chłopak podsumowywał jej pomyłkę.

             - A little bit… - poprawiła się.

             Chciała go wyminąć, lecz skutecznie zagrodził jej drogę. Czuła się jak ofiara losu, było jej wstyd a na twarzy pojawiły się szkarłatne rumieńce. Dobrze, że było tu ciemniej, inaczej byłoby to nazbyt widoczne. Nie miała wyjścia musiała spojrzeć na niego. Przelotnie zatrzymała wzrok na jego ciemnych oczach, którego koloru nie mogła rozpoznać. Wiedział jedynie, że błyszczą przyjaźnie.

            - Mnie tu nie było – wyszeptała w swoim ojczystym języku.

            - Szkoda – zaśmiał się. – Ale musisz mi coś obiecać.

           Ta groźba wydawała się banalna, ale ona odczuwała poczucie winy i wlepiła wzrok w podłogę nic nie mówiąc. Nigdy nie potrafiła wymyślić czegoś sensownego do powiedzenia w pobliżu nieznajomych, a ten… On był jej znany. Ten uśmiech, dołeczki w policzkach. Widziała już go nie raz, tyle, że na fotografii. On był… sławny. Był muzykiem. Był kimś, kogo nie spotyka się na ulicach.

           - Dzisiaj o ósmej przy promenadzie.

           Oniemiała z wrażenia. Zamrugała rzęsami i otworzyła usta, po czym zamknęła je. To było nie kulturalne. Uśmiechnęła się pod nosem i pokręciła głową. Nie była pewna, że to słyszała. Chciała z stąd wybiec i tym razem nikt nie zagrodził jej drogi do wyjścia. Wyszła najszybciej jak tylko potrafiła nie oglądając się za siebie. W duchu skarciła się za to zachowanie, jakie właśnie zaprezentowała i wyszła z ukrytego pomieszczenia na zatłoczoną ulicę. Przyrzekła sobie, że już nigdy więcej tu nie zajrzy. Może robiła dobrze, ale wciąż tam, w dole stał on z głupkowatym uśmieszkiem wymalowanym na twarzy. Ona była… inna, lekka. Była i znikła. Jak motyl. Zostało tylko wspomnienie o kremowej sukience.