sobota, 25 kwietnia 2015

22. W wirze spóźnionych słów



 Słowa mają znaczenie 

                 Daniel stał z boku, krzyżując ręce na piersi, zasłaniając wielkiego wełnianego renifera na swoim swetrze. Był równie zaskoczony jak Ags, z jakąś rezerwą wpatrywał się w przybysza w skórzanej czarnej kurtce i brązowawych włosach, wpadających w oczy. Obcy nie wydawał się Danielowi przyjazny, więc szybko odwrócił wzrok na dziewczynę, unosząc delikatnie brwi. Możliwe, że doszukiwał się wyjaśnień z jej strony, gdy wyraźny akcent wdarł się w słowa nieznajomego. Jednak dziewczyna totalnie go zignorowała, skupiając się za zadaniu jednego dziwnego, ale także oczywistego pytania.

                – Ashton, co tu robisz? – zabrzmiało to jakby oblane złością, więc szatynka natychmiast odchrząknęła, bo nie chciała, żeby tak wyszło.

                – Sam nie wiem – odrzekł, mierząc spojrzeniem Daniela, który przestał być skrępowany swoim niestosownym wyglądem. – Chyba pomyliłem mieszkania.

                – Czekaj – zawołała go, gdy zaczął się powoli odwracać. – Ee…

                Podniosła ręce do góry, otwierając usta, to znowu je zamykając, spojrzała w górę na twarz Daniela, próbując zmusić go wzrokiem, by coś powiedział, ale ten uparcie siedział cicho, obserwując tę scenę z jakimś nagłym dystansem.

                – Ashton, to jest Daniel. – Wyciągnęła niepewnie ręce, decydując się na przedstawienie ich sobie. – Daniel, to Ashton.

                – Miło mi, choć nie wiem o co tu chodzi – odrzekł Daniel, robiąc tę śmieszną minę, na wpół uśmiechniętą, ale też w jakimś stopniu ironiczną.

                – Mógłbyś nie utrudniać? – westchnęła lekko wzburzona.

                – Nic nie robię, Ags. – Uśmiechnął się jeszcze szerzej, choć czuła, że tak naprawdę zaciska zęby. Pewnie poczuł się odrzucony, że nawet nie pisnęła słowa na temat tajemniczego chłopaka, który teraz pojawił się w drzwiach jej mieszkania. Przewróciła tylko oczami na żale przyjaciela, przebierając nogami, ale widząc, że Daniel odchodzi, zwróciła się do stojącego nadal w drzwiach Ashtona, który najwyraźniej nie zrozumiał nic z tego co mówili, biegał wzrokiem od bruneta do szatynki.

                – Wybacz, może wejdziesz? – zapytała z nutą nadziei.

                – Nie, dzięki.

                Krótką odpowiedzią zbył ją. Zacisnęła usta, próbując rozegrać tę partię trochę inaczej, choć w pierwszej kolejności miała ochotę trzasnąć drzwiami przed jego nosem, w ramach odwdzięczenia. Tego, by się po niej przecież nie spodziewał. Nie wiedziała jakim cudem tu przyszedł i w jakim celu, a teraz zachowywał się jakoś arogancko, co ją drażniło. Obserwował jej twarz, więc uciekła wzrokiem w dół, zaciskając usta w wąską linię.

                – Chyba trafiłeś na zły moment – odezwała się mało subtelnie, chcąc pokazać, że też potrafi pokazać pazurki.

                – Patrząc ogólnie każdy moment jest zły – stwierdził. – Pójdę już, nie chcę wam przeszkadzać.

                – Co? – wyrwała się, słysząc wyraźne zaznaczenie słowa - "wam". – To po co tu przyszedłeś? Nie wciskaj mi, że chciałeś mnie zobaczyć.

                – Nie chcę wywracać niczyjego życia do góry nogami, znowu, przepraszam. - Zabrzmiał chamsko, jakby chciał jej tymi słowami sprawić przykrość. Czuła, przesiąknięte słowa ironią.

                – Hm, to wszystko? – Otworzyła szeroko oczy, bo wciąż wydawało się jej to niezrozumiałe, ta cała rozmowa o niczym.

                – Do twarzy ci w tym. – Wskazał na koszulę, a jej policzki zapłonęły z frustracji i speszenia.  

                – Ashton – warknęła, odwijając zaciągnięty rękaw. – Skąd tutaj się wziąłeś?

                – Chciałem tylko dać ci to. – Wysunął dłoń, otwierając pięść, na  której zauważyła swoją bransoletkę, którą ostatnio gdzieś zgubiła. Zacisnęła usta, nie wiedząc co powiedzieć.

W jej sercu powstała dziwna ulga na ten widok. Wyciągnęła odruchowo dłoń, by schwytać biżuterię. Jej palce zadrżały, gdy dotknęła jego ciepłej dłoni. Tylko na ułamek sekundy spojrzała mu w oczy, bo bała się migoczącego w nich złota. Nie chciała znów zatracić się bez pamięci, gdy tak blisko był Daniel. Niespodziewane przemknięcie myśli o przyjacielu dało jej odwagę, by ominąć zręcznie chwilę słabości. Spojrzała na chabrową ozdobę, powracając do wspomnień, które się z nią wiązały. Przedmioty noszą z nami nasze wspomnienia, pomyślała. Gdy tylko zacisnęła palce na błyszczących perełkach, poczuła ten przyjemny chłód, zapach dni, pełnych beztroski, związanych bezpieczeństwem. Uśmiechnęła się, a gdy odwróciła wzrok, by podziękować chłopakowi, zdążyła tylko zauważyć ruch ciemnej postaci na schodach. Już go nie było, zniknął, pozostawiając niewypowiedziane słowo, trzymające się usilnie jej gardła.

                Z lekkością trzasnęła drzwiami, które zatrzęsły się z powodu uderzenia. Próbowała schwytać rozkołysane myśli. Wszystko wymknęło się spod kontroli. Była zła na siebie, że nie zdążyła niczego wytłumaczyć, nic nie odpowiedziała, gdy wręczył jej tę małą błyskotkę. Znów nie zdążyła czegoś powiedzieć. Mogła wybiec za nim, ale z drugiej strony chciała się schować w swojej norce.

Nagle wspomnienia przykuły ją tak mocno, że nawet gdy Daniel pojawił się w drzwiach kuchni, naprzeciw niej i kontrolnym spojrzeniem przyjechał po jej sylwetce, nie potrafiła zdobyć się na odpowiedzi. Miała ochotę tylko zniknąć. Szybkim krokiem przemknęła przez korytarz, zawikłana w sieci uczuć, unikając jakiejkolwiek więzi z obecnym tutaj chłopakiem.

– Chyba nie spodobał się u mój sweterek – rzucił luźno przyjaciel za nią, na co zazgrzytała zębami, ale już nawet się nie odwracała. Chłopak chciał jakoś rozładować atmosferę, a ona miała ochotę wyrzucić go na balkon i zamknąć za nim drzwi.

               Gdy tylko znalazła się w swoim pokoju rzuciła się twarzą w miękką pościel, zamknęła oczy, chcąc odpłynąć do łagodnego świata, gdzie nie musiałabym mówić kompletnie nic. Była zła na siebie, na Daniela, na Ashtona, na świat i właśnie wtedy zaczęła krzyczeć, by dać upust emocjom. 

***
Coś czuję, że można było zrobić "to" bardziej "na ostro". ;) 

 


środa, 15 kwietnia 2015

21. Psując nadzieję

W jasnym blasku słońca



           Zawinęła końcówkę włosów wokół palca, przykładając ją do ust. Przed oczami miała widok na całe osiedle i zielone skwerki, oblane jaskrawym światłem słońca. Między zielenią wystawały wysokie bloki mieszkalne, niektóre bardziej nowoczesne, inne mniej. Typowy aglomeracyjny charakter piętrowych mieszkań.  

Świat oglądany z góry, wydawał się lepszy, taki oddalony, nad którym można mieć jakąś władzę, albo chociaż tak sobie wmawiać. Z ziemi przytłaczała ją czasem głębia nieba, które rozpościerając się nad jej głową, wydawało się tak odległe, wręcz nieosiągalne. A przecież ludzie określali niebo jako potęgę, więc może bała się czasu, gdy spadnie jej na głowę. Czasem wolała stanąć nad miastem i odetchnąć powietrzem, które było przepełnione uczuciem władzy. Chciała nie być podwładną, lecz odwrotnie, czasem pragnęła wszystkim kierować. Tutaj, na kilkumetrowym kawałku swojego balkonu, mogła poczuć to uczucie, chociażby tylko przez chwilę.

                Promienie zachodzącego słońca, kładły się plamami na czerwonym puszystym kocu, nagrzewając te miejsca już ostatni raz dzisiejszego dnia. Przejechała dłonią po miłym materiale, mrużąc oczy, delektowała się chwilą i zamruczała z przyjemnością, ale gdy poczuła czyjąś dłoń na ramieniu, szybko otrząsnęła się z wygodnej pozycji. Skierowała głowę na osobę, która chwilę temu przybyła na balkon.

                Daniel w swoim śmiesznym, rozpiętym swetrze w renifery wykrzywił usta w półuśmiechu, podnosząc jeden kącik do góry. Polubiła widok tego chłopaka, chociażby ubranego w tak zabawny sposób. Stał się dla niej jakiś szczególnie wyjątkowy i za te jego śmieszne maniery, uwielbiała Daniela.  W rękach trzymał kubek z równie beznadziejnym napisem, ale mimo wyszczerbionej krawędzi chłopak nie zamieniłby go na żaden inny.  

                – Chyba pomyliłeś święta. – Przyłożyła ręce do oczu, które oślepił blask światła.

                – Powiedziałbym, że powód tego sweter na dziś ma większe znaczenie, ale…

                – Ale? – ciągnęła go za język, choć ukrywała cichy chichot.

                – Ale tak nie jest.

                – Bo zapomniałeś wstawić pranie – stwierdziła, wracając do obserwacji przestrzeni.

                – Bingo – pstryknął palcami, bez oznak jakiegokolwiek speszenia, przecisnął się obok niej i zajął miejsce w wiklinowym fotelu. – A co u ciebie?

                – Widzę, że ciebie coś trapi – odpowiedziała tylko, zastanawiając się, czy również tym stwierdzeniem trafiła w dziesiątkę.

                – Wolisz rozmawiać o mnie, niż o – zmierzył ją oceniającym spojrzeniem – sobie?

                – Nie chcę w ogóle rozmawiać.

                Zapadli się w ciszy, każdy zatopiony w swoich myślach, a może ich chwilowego braku, bo taka pogoda mogła kojarzyć się tylko z odprężeniem i całkowitym bezwładem. Może trapiły ich smutki, ale byli w takich nastrojach, że żadne z nich nie miało sił, by się nawet odezwać, ale cisza nikomu tu nie przeszkadzała. Daniel należał do tych osób, które potrafiły zrozumieć, że Ags nie lubi mówić wtedy, gdy ktoś tego wymaga, ale wtedy kiedy przyjdzie jej na to ochota. Wiedział, że potrafiła topić się w ciszy i milczeć bardzo długo. Nie miał nic przeciwko, by siedzieć tak razem i po prostu być.

                – Czasem zastanawiam się… – zaczęła, podciągając nogi pod brodę – dlaczego wierzę, że jest jakaś szansa, że się uda.

                – Zawsze musi się coś udać – odpowiedział wyjątkowo spokojnie, aż marzycielsko. – Wszystko musi się jakoś regulować. Dobre i złe.

                – Ale… – wplątała palce we włosy – jestem beznadziejna.

                – Ags – skarcił ją wzrokiem – nie jesteś.

                – To dlaczego tak się zachowuje? Wszystko jest okej, uwielbiam tu być, jest teraz tak miło, a ja zawsze muszę myśleć o tym, że brakuje mi…  

                Urwała natychmiast, nieskora by zwierzać się Danielowi. Ostatecznie zwróciłaby się do jakiejś przyjaciółki, ale w obecnych czasach takowej nie miała. Chęć poskarżenia się na swoje zachowanie, na to co się z nią działo, gdy tylko widziała Ashtona, było strasznie silne. Uważała, że Daniel by tego nie zrozumiał. 

                – Każdy ma jakieś ciche pragnienia.

                – Daniel, one stają się męczące. Mam wrażenie, że zacznę krzyczeć…

                – To, to zrób – powiedział, śmiejąc się. – Nigdy nie słyszałem, żebyś krzyczała, więc to zrób…

                – Nie wiesz o czym mówisz – westchnęła, zastanawiając się nad tym co powiedział, dopóki nie doszła do wniosku, że to bezkonkurencyjnie głupie.

                Jakaś tęsknota za tym co mogłaby mieć nękała każdą część jej ciała. Drżała na samą myśl tego co mogłoby ją spotkać, gdyby zaczęła bardziej otwierać się na ludzi. Wciąż na nowo wałkowała każde wspomnienie o Ashtonie, a zrazem irytowała się, że o nim myśli. Powinna była raz na zawsze z nim skończyć, przestać, ale nie umiała. Zdecydowanie większa część jej umysłu błądziła, żeby złapać wiatry i zatracić się w tym co mógłby zaofiarować jej ten dziwnie tajemniczy i intrygujący człowiek. Kusiła ją ciekawość. Chciała chłonąć każdą część jego zawikłanej natury. Gdy tylko zamykała oczy, widziała te bursztynowe tęczówki, wpatrujące się w nią z taką intensywnością, że aż zapierało dech. Ale gdy dochodziło do spotkania nie potrafiła się zdecydować na żaden ruch, na słowa, na wyciągnięcie ręki. Zawsze coś się kręciło nie tak.

                Ciszę myśli przerwał ostry dźwięk dzwonka do drzwi, ale żadne z siedzących na balkonie nie ruszyło się do drzwi. Chwila była na to zbyt przyjemna, by móc tak po prostu oderwać się i zobaczyć kto mógłby ich niepokoić o tej wyjątkowej porze.  

                – Powinnam otworzyć – wyszeptała. – Ale…

                – Ale mamy kolejne ale – zaśmiał się chłopak, wstając. – Ja to zrobię.

                Kiwnęła lekko głową, opierając się na poduszce i przymknęła oczy. Musiała oderwać się z miejsca i sprawdzić kto przyszedł, bo ostatecznie to był jej dom. Ostatni raz wzięła głęboki wdech i zsunęła bose stopy na podłoże, przemknęła przez zagracony pokój i weszła do przedpokoju. Zaskoczona przystanęła, sięgając do potarganych włosów, próbując je doprowadzić do jakiegoś ładu, ale chyba bezskutecznie, musiała uznać, że ta fryzura była celowym zamiarem.

                – Ashton? – zapytała głucho. Poprawiała za dużą męską koszulę w kratę, owijając się nią odruchowo. Nie była pewna, czy jej zmysły  czasem nie robią żartu.




***
Przyznam się, że ten wpis miał być troszeczkę dłuższy, ale w ostatniej chwili zdecydowałam się na takie zakończenie. ;) Trochę pokręciłam z dodaniem tego rozdziału, ale wciąż albo nie mam czasu, albo chęci. Piszę wtedy, kiedy chcę, a określanie dodania rozdziału, ma być moją formą takiej samodyscypliny.
Cały czas coś się wokół mnie dzieje i pragnę już aby był lipiec. Chciałabym uciec, bo wizja zaliczeń, rozciągająca się przede mną zaczyna przerażać.
  Wy też tęsknicie za tym latem i odpoczynkiem? 
Jak tylko pojawiły się pierwsze słoneczne dni, pokochałam je z całego serca i chcę ich więcej! 
A, i jeszcze 11111 wyświetleń...
Niesamowita liczba. ;)