sobota, 31 stycznia 2015

16. Czasem powrócić.




 
Ludzie znikają tak samo jak się pojawiają – niespodziewanie i w najmniej nieoczekiwanych momentach. 


Zauważyła już dawno, że nie da się uciec od problemu. Czasem myślała, że gdy odłoży coś na dalszy plan, dorośnie do powrotu, by zająć się tym. Niektórzy doskonale potrafili zorganizować sobie życie, inni skakali to tu, to tam, a ona mogła się teraz kręcić wokół własnej osi, unosząc ręce ku księżycowi, a po tym śmiałym wygłupie, spojrzała niepewnie na chłopaka, który mimo uśmiechu, nadal trzymał ręce w kieszeniach i patrzył na nią, kręcąc głową. Sam nie wiedział, czy ten przypadek był dobry i czy powinien spotkać tę dziewczynę. Widocznie coś było pisane, żeby znów mógł ją ujrzeć. Wydawała się taka odrealniona i lekko niepasująca do  tego świata. A on chyba już zaprzepaścił swoją szansę, by ją poznać.

Trudne doświadczenia kształtują naszą osobowość i wywierają ogromny wpływ na nas samych, choć wcale o tym nie mamy pojęcia, nawet nie wiemy dokładnie kiedy nastąpił przełom. I chyba Ashton nie wiedział co się z nim działo przez kilka miesięcy, stał się bardziej milczący, a chwilami obojętny, aż zimny. Ags chyba wyczuła to coś w nim i przestała zachowywać się mało poważnie. Odszukała jego ciemnych oczu, które skutecznie skrywał.

 Przepraszam – powiedziała – nie znamy się wcale. Ty idź w swoją stronę, tak jak chciałeś. Już nigdy…

– Cii – wyszeptał, przykładając palec do ust. Niezrozumienie przez moment gościło na twarzy dziewczyny, wciąż zastanawiała się co może też on powiedzieć. – Nie chcę nic mówić. Nie chcę myśleć.

 Coś się wydarzyło w twoim życiu? – natychmiast odgadła. –  Kiedyś chciałam zagłuszyć brak dźwięku, ale człowiek musi być zdolny do wyrzeczeń, smutków, jak i do radości.

Przez jakiś czas miedzy nimi zapanowała cisza, którą przedarł dźwięk nadjeżdżającego samochodu, który oświetlił mocniejszym światłem ich postacie, ale zaraz zniknął w dali, skręcając gdzieś w bok. Niebieskie oczy Ags, odruchowo, podążyły za nim.

– Nie rozumiem cię zwykle, ale podobało mi się to – powiedział. – Miło było cię spotkać tu…

Nagle myśli dziewczyny zaczęły biegać, szukając deski ratunku, bo wiedziała co te słowa oznaczają. Nie mogła liczyć na to, że mogłaby kogokolwiek zatrzymać. Wszyscy lecieli w swoją stronę, tak jak i ona omijała nawet przyjaciół. A mur, który wybudowała, opadł i znów wpuściła do środka jego osobę, gdy tylko go zobaczyła. Nie pozwoliłaby mu tak łatwo uciec, chciała próbować. Ale bała się, ze nie podoła.

– Nie możesz mi nic obiecać – powiedziała, jakby do siebie, wspominając ich ostatnią rozmowę, jakieś pół roku temu. Nie zastanawiała się nawet co on tu robi, w tym miejscu i skąd się tu wziął. Chciała go tu po prostu zatrzymać.

– To nie tak. Musiałem wyjechać, bo się trochę posypało. – Uśmiechnął się blado. – Ale nie muszę się nikomu tłumaczyć.

Kiwnęła głową, odwracając wzrok. Też nie cierpiała spowiadać się ze swoich czynów, myśli i doświadczeń, gdy ktoś inny tego chciał. Wolała wylewać to wtedy, gdy miała na to ochotę, więc nic nie powiedziała. Spojrzała na pustą ulicę i oddychała miarowo.

– Ags – zawołał jeszcze – nie chcę cię rozczarować.

– Cały czas to robisz – szepnęła do siebie – ale prawie cię nie znam.

 Delikatny wiatr unosił jej włosy, które gramoliły się pod oczy, zakłócając widoczność, wiec wyciągnęła dłoń, by trochę uporządkować ten bałagan. Na nikim nigdy nie można polegać. Wszyscy wracają do tego co było, lub są tak mocno przywiązani do drzewa w ciemnym lesie, że nie potrafią się oderwać. A chyba Ashton do tych drugich należał. Sam kazał się tam umocować i nigdy już nie chciał wyjść ze spontaniczną decyzją, choćby skoczenia w morskie fale – pomyślała. Wciąż rozważał, lecz był statyczny.

– Właściwie, nie wiem czy chcę cię poznawać – powiedziała – chyba nie doceniam tego co mam, a to spotkanie ma mi uświadomić, że jesteś nie wart uwagi.

– Cieszę się, że się zrozumieliśmy. – Uśmiechnął się trochę łobuzersko.

– Radź sobie sam – powiedziała, robiąc krok, oddalają się od niego, choć czuła, że powinna była walczyć na polu. Jednak odpuściła, co spowodowało smutek. Nienawidziła przegrywać z życiem.

– Dziękuję, że tu się pojawiłaś – spojrzał na wystawę sklepu muzycznego – polujesz no coś z tego?

– Na kubek gorącej czekolady i dobre ciacho – rzuciła oschle przez ramię, nie zwracając uwagi, że patrzył się na instrumenty za szybą. Chciała już zatkać sobie uszy, by nie słyszeć jego słów.

                – To taka propozycja wyjścia do kawiarni? – Zrównał z nią krok.

                – Kim ty jesteś, hm? – Zatrzymała się, marszcząc brwi, a na jej czole pojawiła się mała zmarszczka.

                – Traktuj mnie tak, na co zasłużyłem.

                Kiwnęła lekko, głębiej wkładając dłonie do kieszeni kurtki, zastanawiając się nad tym wszystkim, lecz już nic nie rozumiała. Miała ochotę go zniszczyć, nakrzyczeć, wyrwać wszystkie włosy z głowy, ale nie mogła zaprzeczyć, że zachciało jej się śmiać. On ją zaskoczył, rozdrażnił i chyba osiągnął swój cel. A wszystko to było takie dziwne, szybkie i niespodziewane, jakby wyrwane z kontekstu. Nie mogła uwierzyć, że działo się to naprawdę. Dla pewności spojrzała na niego i zamknęła powieki, by znów je otworzyć i nadal, mając przy boku taką osobę, jaką był Ashton. Z drugiej strony chciałaby, żeby to był tylko sen.

***
Kompletnie nie miałam pomysłu na rozdział. Było ciężko. I nawet sama się zaskoczyłam. 
Mam wrażenie, że nie wyszło jak powinno, ale publikuję, bo mogę się rozmyślić i wykasować. 
Chyba wyczerpałam się w dialogach i nie potrafię już więcej nic napisać. ;) 
Każdy kształtuję tę historię, dzięki komentarzowi i za to dziękuję!
 
 
 

sobota, 17 stycznia 2015

15. I czujesz, że musisz.



Przypadkiem Cię spotykam
            
          Dziewczyna z wielkim zauroczeniem wpatrywała się w wystawę sklepową, obserwując jeden przedmiot, o którym marzyła. Chciała całkowicie pochłonąć się w muzyce, być częścią pięciolinii, na której działy się cuda, zbudowane z nut, a nawet wychodzące po za szereg nich. Jednak ona sama stanowiła problem. Nie potrafiła otworzyć swojego szaleństwa, częściej domykała jego drzwi i przykrywała perfekcjonizmem, tak by nikt nie oburzył się na widok jej czynów. Niszczyła tym swoją osobowość i raz na jakiś czas, w samotną noc, rzucało się to jej do głowy. Wstydziła się siebie, swojego postępowania. Była statyczna, jednak niekiedy ktoś dostrzegał w niej rąbek tęczy, ukryty pod długim płaszczem.
Innego dnia uśmiechała się na samą myśl, że umiała skutecznie psuć sobie humor, pogłębiając się w samotności. Gdy była smutna, potrzebowała rozmowy, lecz właśnie wtedy nikt nie zwracał uwagi na jej przygnębienie. Była sama, bo taką właśnie drogę wybrała. Ludzie nie lubią nieszczęśliwych pesymistów. Gdyby wszyscy tacy byli świat byłby niesamowicie szary i pusty. Nie mieliby celu, nadziei. Panowałby smutek. Brnęlibyśmy we mgle jak zagubione chochoły, nie mające nadziei, a przecież to właśnie ona pozwala nam jeszcze raz wstać z upadku!
Ciepły oddech odbił się na szybie, więc Ags zdała sobie sprawę, że zbyt blisko przysunęła swój nos do niej i odsunęła się natychmiast. Ludzie wokół mogli uważać ją za psychopatkę, którą była, prawda? Kto normalny ma w sobie tyle sprzeczności, komplikacji i filozofowania? Zaśmiała się pod nosem, będąc dziś szczęśliwa z braku bliskiej osoby przy sobie. Choć czasem tęskniła, by ktoś sam zaczął przyczepiać się do niej, jak magnes jest otaczany przez opiłki żelaza. Chciała być takim człowiekiem, który za każdym razem przyciąga ludzi. Może zdarzało się to kilka razy, lecz ona raczej zaślepiona swoim charakterkiem, odpychała ich. Tak jak w przypadku Daniela…
Miała ochotę wyrzucić ze swoich myśli swoje zachowanie i zacząć nauczyć się żyć od początku. Chciała naprawić tyle błędów, aczkolwiek co minęło, nie wróci. Mogła tylko przeć do przodu. Nie dało się wziąć nożyczek i przeciąć zahamowania. Potrzebowała pasji, czegoś, czemu mogłaby oddać się z największym poświęceniem. To coś nie byłoby obowiązkiem, byłoby czymś znacznie większym, jakby przypisanym do osoby. Pomagałoby pozbyć się niechęci i byłoby sensem istnienia.
Odetchnęła jeszcze raz i odwróciła się, by zdążyć zaobserwować, że drzwi sklepu otworzyły się ostro i po schodkach zbiegł jakiś chłopak. Jego myśli błądziły  chyba gdzie indziej. Nieobecnym wzrokiem spojrzał na nią, podnosząc lekko głowę. Spotkali się wzrokiem przez moment. Zauważyła zdenerwowanie, czystą nienawiść do świata. Poczuła się, jakby czytała w jego oczach panujący tam nastrój. Najdziwniejsze było to, że mimo półcienia, w którym się znajdowali poznała je, a raczej rysy twarzy kogoś jej przypominały. Coś w nich nie pasowało – nastąpiła zmiana, jakby nabrał rysów poważniejszych. Zakurzyły jego twarz troski, przygnębienie i dziwne zmartwienie. Zmrużył oczy, gdy przeszedł bliżej i nawet nie zatrzymał się przy niej. Czuła się zawiedziona, bo od razu napłynęło do niej tyle myśli, więc nawet nie myśląc co robi zawołała:
– Ashton?
Jej delikatny głos przebił ciszę panującej na tej uliczce, jakby przedarł się przez, dzielącą ich odległość, ominął spadające płatki śniegu i dotarł do uszu chłopaka. Przystanął, chyba otrząsnął się z szoku, jaki wywołało w nim to imię, wypowiedziane przez te zaróżowiałe i lekko popękane, przez mróz, usta. Bardzo powoli obrócił głowę w jej kierunku i uchylił kaptur z głosy, spod, którego wylały się włosy. Biały puch, wirując, już osiadł na nich.
– Hm? – powiedział, lekko zagubiony.
– Nic – odrzekła powoli, spuszczając wzrok. – Pomyliłam cię z kimś.
– Okay – wyznał, próbując dostrzec jej twarz schowaną za grubym szalikiem. – Ags…
W ułamku sekundy nabrała powietrza, a serce przyspieszyło, ze zduszonym zdziwieniem spojrzała wprost w jego ciemne oczy i natychmiast przygryzła wargę, mając nadzieję, że nie wyrwie się jej jakiś złośliwy pisk i pozostanie ostrożnie na miejscu. Miała ochotę rzucić się na szyję osobie, której nawet nie znała. To było dziwne uczucie. Nie spodziewała się, że może znów wyjść po za ramy siebie, swojego beznadziejnego poczucia powagi. Ta myśli, według niej była dość absurdalna i w pewnym sensie objęta cenzurą. Zaśmiała się szczerze, przymrużając charakterystycznie powieki, ukazując swoje uzębienie.
– Mogę się do ciebie przytulić? – powiedziała, nim zdążyła zakneblować sobie usta.
Uśmiech, który pojawił się na twarzy blondyna, przewiał wszystkie zmartwienia, pozostawiając ślad zszokowania, a także szczerej radości. Na tym bezludny miejscu zabrzmiał głośny śmiech dwojga ludzi. Był niczym dzwon z wieży, ogłaszający godzinę, lecz jakże ważną! Czuł, że takiej dziwnie nieobliczalnej osoby, jak ona nigdy się nie zapomina. I w tym momencie rozwiała w kąt złe wspomnienia i nieudane plany. 
Na chodnikach zalegał śnieg, tworząc jeszcze większe zaspy, ale dziś nikt nie mógłby zakopać się w nich, zapomniany. Zaciszną uliczkę, schowaną i zapomnianą owiał mróz, lecz przy jednej witrynie sklepowej, dwoje serc rozpoznało siebie i wypełniło każdy zakątek magicznym blaskiem. Niespodziewanie w oknach zapaliły się świąteczne lampki, a może gdzieś na niebie zaświeciła mocniej jedna z gwiazd.
 

***
Miało być w tamtym tygodniu, lecz wichury pokrzyżowały plany i jest teraz. :)
I ktoś się pojawił.
Urozmaicił.
Opanowała mnie dziwna radość i optymizm, kiedy wróciłam do domu i przełożyłam to tutaj.
 Brakuje mi ósmego dnia tygodnia, by nadrobić to co zalega, niestety.
Mam nadzieję, że Wasze postanowienia noworoczne zaczynają wchodzić w życie, lepiej niż u mnie. ;)
I ta liczba 8800 wyświetleń zrobiła na mnie wrażenie, gdy tu zajrzałam.
Chciałabym poczęstować Was tą moją rzadko spotykaną radością!