poniedziałek, 28 lipca 2014

5.Ale los kręci nosem



Czasem patrzymy nie  w tym momencie

              Byłoby zbyt sielankowo, gdyby oni, po tym małym cudnym momencie, byli szczęśliwi jak księżniczka z księciem. Marzenia się czasem spełniają, ale rzeczywistość daje znać o sobie w najmniej spodziewanych momentach. Zadzwonił telefon. Jeden ruch i magia prysła, jak bańka mydlana, a Ona odeszła bez pożegnania. Wiele by dał żeby odwrócić tę sytuację. Chciał jeszcze raz spojrzeć w jej jagodowe oczy i jeszcze raz usłyszeć ten nieśmiały śmiech, który tak miło wspominał. Gapił się w sufit i myślał, co by było gdyby… 
*
             Musiała znów wcześniej wstać. Wiki znów zapomniała wziąć kluczy i nieznośnie pukała w drzwi. Ags wstała z łóżka i przeszła do holu. Rozczochrana w koszulce większej o dwa numery i czarnych spodenkach, otworzyła drzwi. Znów ją zaskoczyło. Spodziewała się zastać znudzoną twarz współlokatorki, a tu…

            - Hej, Agson!

            Zawsze musiał wchodzić w niewłaściwym momencie jej życia. Dzisiejszego życia.  Ags dzieliła swój świat na kilka wersji. A dlaczego? Bo dzisiejsze życie było oparte na pracy, lśniącej powierzchni morza i muru stworzonego na własne potrzeby, by oddzielić starych znajomych. Tak, muru. Starała się go budować solidnie, ale gdzieś widocznie musiała zostać luka, bo inaczej nie trafiłby tutaj ten ktoś.

            Wracając do gościa, który bezczelnie wparował jej do wynajmowanego mieszkania - nazywał się Daniel. Tak, to jego imię. Wyróżniał się wysokim wzrostem i kościstą budową ciała. Był przerażająco chudy. Z tego względu nazywano go czasem patyczakiem.

            Patyczak usiadł na drewnianym taborecie w pomieszczeniu kuchennym i spojrzał na dziewczynę, która właśnie obudziła się z zaskoczenia i zamknęła za nim drzwi wejściowe. Chłopak nie chciał przyjąć do wiadomości, że jest intruzem i zaczął uprzykrzać jej życie od samego przyjazdu tutaj. Poznali się całkiem niedawno, a Daniel był kimś w rodzaju szpiega. Oczywiście nieszkodliwego. Był informatorem i Ags dobrze wiedziała, że wypapla wszystko jej pseudo-bratu. Dlaczego go wpuściła? Dlaczego mu na to pozwalała? Prosta jest odpowiedź. Jej oziębłość i brak kontaktu jeszcze bardziej dorzuciłaby oliwy do ognia. A w efekcie na głowie nie miałaby tylko takiego jednego Daniela, ale także rodzinę i przyjaciół, których tak bezczelnie opuściła po niedawnych wydarzeniach. Tego chciała uniknąć wyjeżdżając z rodzinnych stron. Chciała odpocząć i nauczyć się funkcjonować w innym świecie, bez kogoś, kogo bardzo… lubiła. Tak, lubiła. Ten ktoś był jej naprawdę bliski.

            - Coś nie tak? – zapytała zdając sobie sprawę, że chłopak ogląda jej nieład na głowie. Wolała nie widzieć tego i dlatego ominęła lustro wiszące w przedpokoju. Stanęła w progu rzucając już bardziej przytomne spojrzenie gościowi.

            - O tak, młoda – powiedział zaciskając usta i splatając ręce. – Dzisiaj idziemy zabalować.

            Jego mina była tak zacięta, że Ags nie mogła się powstrzymać i buchnęła śmiechem, zarazem przepraszając. Chłopak zagrał urażonego, ale długo nie przetrwał i stwierdził, że nie mógłby zostać aktorem. Ona miała troszeczkę inne zdanie. Odgrywał różne postacie w jej skromnym życiu. Jego wizyty były zabawne i miłe, ale tak uporczywie przypominał jej kogoś. Łzy momentalnie pojawiły się w oczach. Czasem tłumaczyła to alergią, cebulą, wiatrem, a czasem… Jak mogła wytłumaczyć mu, że przypomina jej tego, o którym musi zapomnieć? Lubiła Daniela. Nie ukrywała tego. Był tym kimś, kto zawsze potrafił ją rozśmieszyć do łez. Właśnie! To też była dobra wymówka. Ale on wiedział. Wiedział, że coś jest nie tak, gdy skrawkiem swetra czy bluzy ocierała twarz i udawała, że wszystko w porządku. Nie było tak. Skrywała to wszystko w sobie. Dusiła, zamykała w klatce, a to chciało rozwinąć skrzydła i odlecieć. Nie mogło. Te wspomnienie nie miały skrzydeł, nie potrafiły unieść się hen wysoko, aż pod białe obłoki i sprawić, żeby były tylko wyblakłym wspomnieniem. Tak bardzo tego chciała! Wciąż czuła, że nie podoła przezwyciężyć bólu. Starała się być silna. Powinna być taka przy Danielu, ale ciężko było jej zachować pokerową twarz. Jej brat doskonale widział jaką broń ma jego kumpel. Wiedział, że odkryje prawdę, która ona za wszelka cenę chciała ukryć za twarzą bezinteresownej kelnerki.

              Dziewczyna wyjęła opakowanie płatków czekoladowych, następnie wsypała je do miseczki i nachyliła głowę, bo nagle z opakowania przestało wysypywać się jedzenie. Wszystko było w porządku, tylko Wiki znów zapomniała zrobić zakupy. Ags wyraźnie prosiła o to. To była kolej współlokatorki. Napisała nawet na karteczce, a tu…

             - Przykro mi, ale nie będę cię dokarmiać – westchnęła – Wiki zapomniała.

            Wzruszyła ramionami i wyszła z małego pomieszczenia zostawiając chłopaka samemu sobie. Nie dziwiła się, że nie ruszył się z miejsca. Lubił tamten zakątek, a po za tym ona musiała się przebrać. Wzięła w swoje ręce pierwsze lepszy rzeczy i zajęła łazienkę. Jedyne miejsce, gdzie panował jako taki porządek. Wiki była pedantką pod tym względem. Nie przeszkadzały jej ubrania walające się po mieszkaniu, była w stanie znieść zlew zapchany naczyniami, puste pudełka, bałagan w papierach, ale łazienka zawsze była wysprzątana na glanc.

            Ags związała zwinnie swoje długie włosy w koka i opuściła pomieszczenie. Ubrana, umalowana i odświeżona weszła do kuchni, gdzie nadal urzędował Daniel. Nie spodziewała się, że zwinie czasopismo Wiktorii i zacznie je przeglądać, ale musiała przesiedzieć w toalecie jakiś czas, bo chyba zrobił to gdyż się nudził.

             - Ty czytasz? – zapytała.

             - Przeglądam. – Odwrócił wzrok w jej kierunku i na chwilę zatrzymał na niej wzrok. Nigdy nie oglądał się za siostrami swoich kumpli, ale musiał przyznać, że Ags była dość ciekawa. Przez ostatnie dni mieli ze sobą kontakt praktycznie codziennie, więc zdążyli się do siebie nieco przyzwyczaić. Nieco, to chyba za mało powiedziane.

              W końcu udało się Danielowi namówić Ags by razem wyszli na miasto. Dziewczyna śmiała się z jego żartów i to tak serdecznie, że nikt nie zauważyłby jakimi problemami była obarczona. Ten śmiech dwojga bliskich sobie ludzi. Szli tak leśną drużką w kierunku morza. Przy cichej alejce znajdowały się hotele, gdzie wczasowicze odpoczywali nad samym brzegiem z dala od gwaru promenady. Tu było cicho i spokojnie, jednak drogo. 
  
               Ciepły wiatr dotykał ich i łaskotał po twarzach. Daniel, w pewnej chwili, wziął dziewczynę na ręce. Oplotła swoje ręce wokół szyi chłopaka i oboje śmiali się z tego pomysłu, aż do momentu, gdy Ags odwróciła wzrok za plecy przyjaciela dowiedziała się czegoś całkiem nowego. Doznała nowego uczucia. Zakuło. Jej uśmiech zastąpiło zdziwienie i pewnego rodzaju żal. Nie wiedziała, że tamten chłopak, przed chwilą zdążył uchwycić ją w tym szczęśliwym kadrze i również poczuć ukłucie na dnie serca - tam gdzie wczoraj, małe nasionko wzbudziło w nim kawałek uczucia dedykowanego dla niej. Nie miała pojęcia, że obserwował ją wychylając głowę pośród tego tłumu fanek. Tłumu. Były tam cztery młode dziewczyny, a moment kiedy Ags je zobaczyła był dla niej bolesny. Czuła się zdradzona, ale nie potrafiła odpowiedzieć czemu. To ona chciała tam być i rzucić się mu na szyję, usłyszeć ten śmiech. Śmiech kierowany do niej. Tylko dla niej. Nie dla tego wianuszka, dla długonogiej brunetki.

                 Uśmiechnęła się blado do swojego pragnienia. To było nierealne. To był tylko sen. Jak mogła wierzyć, że wczorajszy wieczór był prawdziwy? Ona jest tylko tą Ags, której los nie szczędzi zakrętów i wybojów na ścieżce życia. 
 To mogło być ich ostatnie spotkanie, a nawet nie spojrzeli sobie w oczy. Wzajemnie poczuli, co to zazdrość. Mimo że jeszcze do końca nie potrafili tego zdefiniować i wyjaśnić.




***
Krótko, treściwie, mam nadzieje, że w przyszłości uda mi się stworzyć dłuższy i lepszy wpis.
Niewiarygodne jest poczucie, że ktoś czyta trud pracy i to docenia. 
Dziękuję za wszystko.
  Każdy komentarz sprawia, że mam ochotę pisać dalej.    
  

Ags czerpie chyba dużo z tego małego Rudzielca
...

poniedziałek, 21 lipca 2014

4. I chcieli by było tak zawsze



Marzenie, czy może nie…
   
  

               Znów przyłapała się na tym, że splata zdenerwowane palce ze sobą bawiąc się skrawkiem sukienki. Znów obdarzyła go uśmiechem i speszyła się, że mógłby to w jakiś sposób odczytać na swój sposób. Taki, którego za nic nie chciałaby ukazać pod światłem dziennym. Pochyliła głowę, gdy odwrócił się w jej kierunku, a uśmiech kierował tylko do niej. Był taki... Słodki? Odważyłaby się na jakikolwiek ruch, ale zdała sobie sprawę, że przecież nigdy pierwsza nie wyciąga ręki. Bała się, że ktoś ją odrzuci. Wolała czekać na sugestię innej osoby. Była świadoma, że z tej ideologii nic dobrego nie wyjdzie, mimo tego wciąż nie potrafiła zdobyć się na odwagę by cokolwiek powiedzieć. On także nic nie mówił. Stali tak naprzeciw siebie w blasku zachodzącego słońca, a żadne z nich nie wypowiedziało ani słowa. Poznawali się nawzajem milcząc.


               Delikatnie spróbowała wyswobodzić się z uścisku. Ich dłonie drgały ku sobie przez chwilę. Przyciągał ich dziwny magnetyzm. Odstąpili od siebie jak dwa magnesy, które powinny być złączone w całość. Jej wzrok błądził po stopach. Czuła się niezręcznie. każda część ciała grała, jakby we własnym zakresie. Nie tworzyła jedności operowej. On uśmiechał się pod nosem widząc tę grę. Miał ochotę podnieść lekko do góry jej podbródek, by spojrzała mu w oczy. Powstrzymał się, choć do tego nie przywykł. Nie znał jej, ale wymagał. Jak zawsze, zresztą. Milczeli.



              Gdy ona uznała, że czas wreszcie coś z tym zrobić i on także o tym pomyślał. Grali na jednej scenie nigdy nie spojrzawszy na scenariusz odgrywali sztukę, którą sami tworzyli. Była zmieszana, że dwoje całkiem obcych ludzi stoi nic nie mówiąc. Nie znał jej, a ona, tak naprawdę, nie znała jego. Ags podniosła niepewnie głowę do góry i napotkała spojrzenie ciemnych oczu, które świeciły tajemniczym blaskiem. Przełknęła głośno ślinę i wpatrywała się w nie do końca zatracając poczucie czasu, jak Narcyz we własnym odbiciu. Nie zdawali sobie sprawy jak długo trwała ta chwila. Ona próbowała poznać wszystkie tajemnice ukryte w nim, a on nie mógł się nadziwić, że jej tęczówki są tak interesujące. Niby nic wielkiego, ale kolor jej oczu był niebieski, ale nie lazurowy, raczej bardziej intensywny. Granatowy? Sam się gubił. Były z domieszką dziwnej zieleni, ale nie zielone. Chciał z nich odczytać więcej, niż mu na to pozwalała. Chciał ją poznać. Próbowali znaleźć siebie w odbiciu tęczówek. Bez słów. Słowa były zbędne.



             Na twarzy Ags pojawił się drobny cień uśmiechu i rozkojarzona pokręciła głową odwracając wzrok.



             - O co chodzi? – zapytała po angielsku.



             - O nic – odpowiedział nie do końca szczerze.



             Pytanie i odpowiedź. Mała wymiana zdań dwojga obcych sobie ludzi. Zwykle to ona uciekała, a teraz on zbywał ją krótką i prostą odpowiedzią. Czyżby droczył się? Nie. On chciał dać jej pole do popisu. Nie chciał jej spłoszyć. Chciał ją poznać. Tylko tego teraz pragnął. Ten moment był decydujący i nie mógł go zmarnować. Byli tak blisko. On górował nad nią, a ona… odsunęła się trochę odwracając bokiem.



            - Nie powinnam była tu przychodzić. Ja... przepraszam…



            - Przestań. – Jego głos był łagodny i cichy, ale karcił ją za słowa. Zmarnował okazję.– Jak się nazywasz, motylku?



             Zaśmiała się na to zdrobnienie. Nigdy wcześniej nikt nie porównał jej do tego owada. One zwykle są kolorowe, delikatne… Ona raczej utożsamiała się z twardym okazem zwierzęcia, które próbuje przetrwać na tym świecie mimo swoje brzydoty i braku błyskotliwości.



             - Nie ważne…



             Pochyliła głowę i splotła dłonie. Była nikim w porównaniu do niego. On był… był kimś!



            - Przyszedłem tutaj by dowiedzieć się właśnie tego. Chcesz bym odszedł z niczym?



          Momentalnie zawiesił głos. Dziewczynie wpadł do głowy pewien pomysł. Znów figlarnie zaśmiała się i pomyślała, że ma go tylko dla siebie. Tylko i aż. Takie rzeczy nie dzieją się naprawdę.



             - To mnie złap!



            Jej wesoły śmiech zabrzmiał w jego głowie. Nie spodziewał się takiego obrotu. Szatynka oddaliła się od niego brnąc w piasku, ale nadal biegła. On również, choć z późnieniem poszedł w jej ślady. To było jak sen, jak ulotna chwila, która jest nieprawdą, marzeniem, które właśnie się ziściło. Dziewczyna próbowała biec szybciej, ale piach utrudniał jej drogę. Chłopak śmiejąc się dogonił ją bez trudu i wyciągnął rękę łapiąc za przegub dłoni. Zręcznie odwrócił ją ku sobie.



              - I co teraz powiesz? – Zaśmiał się patrząc z góry, dumy z siebie.



             - Teraz… jestem Ags. Mogę już iść?



             Dziewczyna speszyła się tą nagłą sytuacją bliskości i ciężko dysząc uciekła niezręcznym spojrzeniem wzdłuż jego ciała i zaczęła oglądać czubki swoich stóp. Podziwiała je z dziwną intensywnością, jakby celowo omijała wszystkie inne piękna świata. Nigdy wcześniej nie czuła się tak dziwnie. Niezręcznie blisko kogoś takiego jak on. Nadal trzymał jej dłoń w delikatnym uścisku i nie zdawał sobie z tego sprawy. Było to dla niego tak oczywiste, jakby ona już należała do niego.



              - Nigdzie z stąd nie pójdziesz – powiedział ze śmiechem.



              - Faktycznie – potwierdziła. – Jeśli będziesz mnie trzymać za rękę…



              - Tak. – Zaczął się śmiać. – Jestem Ash.



              Dziewczyna uśmiechnęła się do siebie i chciała powiedzieć – wiem, ale zamiast tego wyrwała się jej inna myśl. Taka spontaniczna i typowa dla niej.



             - Też na A.



             Na ich twarzach był wymalowany spokój, a uśmiech towarzyszył przez cały czas. Nie potrafili się jeszcze rozgryźć. Los był na tyle hojny, że nie marnował tych chwil. Mogli spotkać się później, a może wtedy byłoby za późno? On ma skrzydła i jest tam gdzie one go poniosą, natomiast ona, w obecnej sytuacji życiowej, jest nielotem. Ona próbuje się pozbierać. Zacząć żyć na nowo.Cóż to znaczy? Ona sama nie wie, czuje się jak układanka, w której brakuje puzzli. A może jednym z nich jest właśnie On? Chyba chciałaby, żeby wszystkie brakujące elementy były zrobione ze szczęście. Czy taki obcy człowiek z całkiem innej bajki mógłby być tym czego szuka? Wtedy byłoby zbyt kolorowo, a może właśnie tak miało być?



***
Taki mały chaos zapanował w tej chwili. Nie ma rzeczy idealnych, a ja chyba nie dam rady lepiej tego przedstawić. Nie będę więcej marudzić. Od teraz zapowiadam, że wpisy będą pojawiać się regularnie.
 Następny jakoś za tydzień.  
Zaproszę Was jeszcze, kochani, do obejrzenia Zwiastuna.
 Doczekałam się i mam nadzieję, że wam się spodoba.
Na koniec dodam jeszcze taką niespodziankę. Strasznie lubię fotografować pajęczyny, może to jakiś objaw, że sama nie chcę wpleść się w pułapkę życia? ;)

 Nigdy nie dajmy schwycić się w pajęczynę!


  

czwartek, 3 lipca 2014

3. A ona podała mu dłoń



Ten gest znaczył chyba więcej, niż mogło się wydawać…

             Słońce chyliło się ku zachodowi. Nikt chyba nie powie, że słońce tonące w falach morza jest nudne. Ta magiczna pora zauroczy każdego, nawet wybrednego pesymistę. Właśnie dobiegał koniec łagodnego dnia , a pomarańczowa kula zniżała się do horyzontu. Gładkość błękitu zastąpiły różnobarwne pasma chmur. Napełniały one człowieka cząstka piękna. Lekkie powietrze orzeźwiało. Ludzie nigdzie się nie spieszyli. Spacerowali delektując się chwilą. Teraz świat się dla nich zatrzymał i pozwalał napełnić się siłą zachodu.


                 Dziewczyna w kremowej sukience stała na rozgrzanym piasku u wylotu promenady. Z podwyższenia obserwowała widok, ale czuła w sobie pewien smutek. Czuła się zawiedziona, jak i zarówno zła na siebie. Dlaczego pofatygowała się by tu przyjść? Sama nie potrafiła tego wyjaśnić. Dała z siebie zażartować. Jaka była naiwna! Uwierzyła, że On mówi poważnie? A może to co słyszała było tylko złudzeniem? Ze złością tupnęła bosą stopą w piasek obsypując nim wszystko dookoła. Przyjęła postawę splatając ręce na piersi. Jaka była głupia! Naiwna! Smarkata! Obrzucała się wyzwiskami.


                Już dawno minęła dwudziesta. A go nadal nie było.  Stała tu sama wśród obcych ludzi. Przyszła samotnie oglądać zjawisko. Znów poczuła, że ktoś ją zawiódł, odrzucił, ale wiedziała, że nie może mieć o to pretensji. To była tylko jej wina. Dlaczego tak bardzo udaje się jej nabrać na ludzkie zagrywki ? Jak mogła uwierzyć, że ktoś mógłby ją polubić? Była nieciekawa, sztuczna i niemądra. Westchnęła i usiadła na piasku zrezygnowana. Próbowała zapanować nad uczuciem smutku, ale jakoś nie potrafiła. Zwykle udawała przed innymi, że jest szczęśliwa, ale teraz wszystko wywróciło się do góry nogami. Schyliła głowę i oddała się medytacji nad swoim losem. Była beznadziejna! Po jej policzkach przepłynęła jedna samotna łza i upadła na kryształki ziemi, które z łatwością schowały ja w swoim obliczu.


                Los jednak stał się życzliwszy. Czyżby zrobiło mu się jej żal? Może tak, może nie, ale ktoś ją szukał. Był pewny, że dziewczyna go zignorowała. Tak naprawdę nie wiedział  czym go zachwyciła. Może była taka… lekka, szczera, nieśmiała. Choć ta ostatnia cecha najczęściej jest mało mile widziana. Nie znał jej, nigdy wcześniej nie wiedział, że istnieje, ale "coś" było co go ku niej zwróciło. To "coś" nie dawało mu spokoju, gdy już i tak spóźniony wybiegł z hotelu. Nie znał okolicy i trochę zbłądził, potem szukał… zaginionego motylka, który tak go potraktował. Jak? Zlekceważył! To spojrzenie, którym został obdarowany, ten naiwny wyraz lęku i prośby nie zostało przez niego zapomniane. ona zachowywała się inaczej. Ona była na wyciągnięcie ręki, ale nie potrafił jej schwytać. Czuł cały czas, że musi ją znów zobaczyć. Nawet nie wiedział jak się nazywała! A jak bardzo chciał wiedzieć!


                 Na piasku, wśród kręcących się ludzi, siedział mała postać i rysowała palcem po powierzchni. Kreśliła rysunki, znaki, ale pozostawała w bezruchu, nie miała gdzie się podziać. Była tak blisko, a On uśmiechnął się pod nosem i zbliżył się znacznie. Podszedł od tyłu, więc nie miała szansy go zauważyć. Poznał ją po ruchach, sukience, ale zaskoczyło go to co narysowała. Czy zawsze będzie go zaskakiwać? Jej wątłe palce rysowały kreski, które układały się w bajkę. Widział jej świat. Przez chwilę.

               Ukołysały, uspokoiły ją własne niezdarne rysunki. Kreśliła palcem wzory, kwiatki. Nie umiała tak pięknie oddać świata, jak pragnęła. Grudki piasku tworzyły zamęt zsypując się w dołek. Były oddzielnymi ziarenkami, które nie chciały się jej podporządkować. Uśmiechnęła się do nich pod nosem. Wszyscy lubili jej zatruwać życie i powinna wiedzieć, że plaża również. Nagle poczuła chęć spojrzenia za siebie. Narodziła się z niewiadomej przyczyny. Czuła, że musi i… napotkała na dłoń wyciągniętą w jej kierunku. Ktoś podawał jej rękę jakby prosząc o coś. Zgrabne palce, które otwierały się właśnie do niej. Otworzyła szerzej oczy i zadarła głowę napotykając spojrzenie pewnych, znanych już jej, oczu. Uśmiechnęła się też nieśmiało i pochyliła głowę. Znów się wygłupiła. Po co tu przyszła? czego oczekiwała? Litości? Speszyła się. Jego oczy były niczym rentgenowskie promienie. Skanował jej sylwetkę z wrodzonym uśmiechem uwodziciela. Był pewny siebie, to biło z całej jego postawy. Na jej ustach zawisło słowo przepraszam, którego nie potrafiła powiedzieć. Z skąd się wzięło? Może czuła się winna, że zabiera mu czas, może było jej wstyd, a może wiedziała, że jest tylko następną zabawką? Może tak właśnie czuła się pod jego spojrzeniem? On nie był tego taki pewien. Miał świadomość, że może jej już więcej nie zobaczyć. Używał życia, a ta mała istotka pokazała mu drzwi do innego świata. Był ciekaw co może tam doświadczyć. Ona nie mogła być taka jak inne. Była wcieleniem odmienności, której już dawno nie doznał. Nie wchodziła mu w życie, nie czepiała się, nawet za wiele nie mówiła, nie piszczała na jego widok. Mógłby tak wyliczać bez końca. Nic nie mówiąc, nic nie robiąc powoli wywracała jego świat. 

  
               Dziewczyna założyła pasmo włosów za ucho. Nie miała pojęcia, że każdy jej ruch zapierał dech w piersiach. Przegryzła wargę i drgnęła w jego kierunku. Wyciągnęła swoją dłoń ku niemu. Zawahała się przez moment, gdy już prawie dotykali się palcami i zacisnęła w piąstkę, by po chwili podać mu swoją wyprostowaną dłoń i już pragnąc, by zawsze tak było. Jego palce trzymały jej dłoń. W głębi duszy chciała by nigdy jej nie puszczał.



Taki mały przejaw Boskości.
Anioły są wszędzie.